Rozlewisko, to nie tylko brodźce, gęsi,
kormorany, kaczki, czaple i takie tam. Rozlewisko, to także miejsce bytowania
dwóch gatunków pierzastych drapieżników – bielika i błotniaka stawowego.
Wspomniane drapole lubię z dwóch powodów. Pierwszy jest
najbardziej oczywisty. Są po prostu atrakcyjne wizualnie. Co prawda nie udało
mi się jeszcze sfotografować ich z bliska, ale pocieszam się, że mam na to
jeszcze czas.
Druga kwestia to efekt ich pojawiania się nad wodą. O tej
porze roku na rozlewisku nie pozostało już zbyt wiele ptaków. Większość z nich
siedzi z dala od czatowni i jest praktycznie niedostępna, co powoduje, że
siedzenie w budzie zaczyna być nudne. I wtedy na szczęście pojawiają się
bieliki i błotniaki. Tylko one powodują, że całe to zgnuśniałe, ptasie
towarzystwo wykonuje coś, co ożywia senną atmosferę jesiennego czatowania.
Najczęściej jest to oczywiście totalna panika. Interesujące jest jednak to, że
przybiera ona różną postać w zależności od tego, który z drapoli aktualnie
penetruje teren. Już dawno przekonałem się, że siedzące na wodzie ptaki
doskonale rozróżniają poszczególne gatunki. Pojawienie się błotniaka powoduje
panikę, ale wyłącznie wśród łysek i mniejszych gatunków kaczek. Swoją drogą,
kiedy obserwuję manewry błotniaka nad stadem tych pierwszych, odnoszę wrażenie,
że wzniecanie wśród nich popłochu chyba go bawi. Niby szuka potencjalnej
ofiary, a tak naprawdę ma dużo uciechy widząc, jak przerażone łyski podrywają
się nad wodę, wydając przy tym dźwięk startującego F16.
Wizyta bielika to już trochę inna skala zamieszania. W tym
przypadku prawie nie ma już odważnych. W powietrze podrywa się solidarnie
prawie cała ptasia czereda. Zostają jedynie łabędzie, jakby wiedziały, że ze
względu na swoje gabaryty pozostają poza zasięgiem szponiastego.
Szkoda tylko, że w tym roku nie przylatuje już rybołów. Ten
gatunek jest poważnie, żeby nie powiedzieć skrajnie zagrożony. O ile bowiem
bielik po prawie wymarciu na początku XX w. zwiększył swoją liczebność do około
1000–1400 par, o tyle populacja rybołowa wyraźnie się kurczy i obecnie wynosi
około 30 par. Co gorsze, tak dzieje się tylko u nas. Stabilne populacje tych
ptaków występują w krajach sąsiadujących. W samych tylko Niemczech doliczono
się prawie 600 par, nie wspominając o Szwecji (graniczymy przez Bałtyk), gdzie
żyje ich ok. 3500 par. Smutnym jest, że rybołowy nie znikają z powodu braku
siedlisk czy pokarmu. Są po prostu mordowane w pobliżu jezior i przede wszystkim
stawów hodowlanych. W takim przypadku nie pomogą działania podejmowane przez
przyrodników, budowanie platform i wyznaczanie stref ochronnych. Tu trzeba
zmienić ludzką świadomość. Tylko jak?
Jak zawsze perfekcyjne zdjęcia :-). Z przyjemnością tu wchodzę i uczę się o gatunkach dotąd przeze mnie nierozpoznawanych.
OdpowiedzUsuńJa do tej pory tylko jednego ptasiego osobnika uwieczniłam (kaczek nie liczę, bo te sfotografować łatwiej): http://whiteeyedhusky.blogspot.com/2014/01/ptasie-wizyty.html
W tym roku jeszcze się stadko kwiczołów nie pojawiło, na razie po ogrodzie biegają sobie kosy, które są przeganiane namiętnie przez moją suńkę. Kopciuszków już też nie widać, choć jeszcze niedawno cykały na widok mojego kota.
Ciekawi mnie, jakiego używasz obiektywu. Domyślam się, że długi i jasny.
Dziękuję Husky. Kwiczoły są już w stadach, więc lada moment będą widoczne, tak jak ten z Twojego zdjęcia. Mam dwa obiektywy - canona 400/5.6 i sigmę 120-300/2.8. Przez większość czasu używam tego pierwszego, choć jest ciemnawy i bez stabilizacji. Jest jednak lekki i ostry. Sigma jest jasna, ale ciężka, więc zabieram ją głównie do lasu i gdy są złe warunki oświetleniowe. Gdybym jednak musiał wybrać tylko jeden, to bez wątpienia byłby to canon.
OdpowiedzUsuńte zdjęcia błotniaka (błotniak- C i D) kapitalne! Wprawdzie jak zobaczyłem tytuł, to rozbudził się we mnie apetyt na więcej szponiaków ale to co pokazałeś jest świetne. I wiem i rozumiem, że nie byłbyś sobą, gdybyś w poscie nawet z takim tytułem nie pokazał ... gęsi i w ogóle :)) Młody bielik - super.
OdpowiedzUsuńDzięki Krzysztofie Olympusie :) Musiałem pokazać i gęsi i łyski, gdyż chciałem przedstawić drapole w scenie rodzajowej, czyli tuż przed obiadem. Zresztą za chwilę obiad odleci i wtedy będzie można poświęcić cała uwagę szponiastym.
UsuńTakie to już u nas prawo. Urzędnicy uważają, że wpisanie na listę gatunków zagrożonych czy chronionych to jest wystarczająca ochrona. A ludzie mają to dokłądnie w nosie, podkładaja zatrute jaja, zatrutą padliną albo strzelają i to sa sprawki nie do wykrycia. Smutne i straszne to polskie barbarzyństwo. A zdjęcia piękne szczególnie ptasi popłoch i bielik i gęś niczym orzeł.
OdpowiedzUsuńDziękuję. To niestety prawda, co Pani napisała. Szkoda, gdyż Polska ma, a w zasadzie miała piękne tradycje "ochroniarskie". Mam wrażenie, że potrzeby ochrony przyrody lepiej rozumiano w czasach Bolesława Chrobrego, niż teraz.
UsuńŁyski, łyski i jeszcze raz łyski - to absolutny hit. Szczególnie, że wzykle je widuję na wodzie a nie w locie, czy poczas startu. Chyba nawet myślałam że one nieloty są.
OdpowiedzUsuńBo trochę są. Leniwe to takie, że trzeba drapieżnika, żeby ruszyły. Ale jak już ruszą, to jest na co popatrzeć i czego posłuchać.
OdpowiedzUsuńMnie te łyski też najbardziej zaciekawiły, mimo całej mojej sympatii do drapoli :-) Bardzo lubię oglądać takie piękne, jak te powyższe, zdjęcia ptaków :-)
OdpowiedzUsuńA o tym, jakim szkodnikiem paskudnym jest człowiek, to już mi się nawet nie chce mówić... Takie to smutne...
Dziękuję. Najgorsze jest to, że głupota ludzka przekroczyła nawet granice parków narodowych, czego doświadczyłem w trakcie ostatniego pobytu w Dolinie Biebrzy. Jeszcze do niedawna polecałbym wszystkim wyjazd w to miejsce, a teraz, po raz pierwszy w życiu raczej odradzam.
OdpowiedzUsuń