Wreszcie słonecznie, ale do dzisiaj pogoda była, jaka była. Rano ciemno, a potem ... też ciemno. W takich momentach (o ile miesiąc z okładem można nazwać momentem) cieszy mnie, że nie jestem takim na przykład Aztekiem, czy innym PraPolakiem. W obu bowiem przypadkach osiwiałbym do szczętu ze strachu, przekonany, że czymś mocno wkurzyłem słoneczne bóstwa - Huitzilopochtli (konia z rzędem temu, kto to wymówi jednym tchem) i Swarożyca.
Na szczęście żyję w XXI wieku i jako człowiek światły i nowoczesny nie siwieję z takich powodów. Z innych i owszem, ale z takich, nie!
Swoją drogą to ciekawe, jak słońce było (i jest) ważne dla ludzi, niezależnie od miejsca i czasu. Pomijając naturalne, słoneczne cywilizacje - Inków, Egipcjan, Hindusów, Babilończyków, Greków itp., bóstwa solarne masowo pojawiały się też w kulturach zasiedlających bardziej cieniste miejsca. Swoich słonecznych przewodników mieli bowiem i Słowianie i Celtowie i ludy nordyckie. Co prawda oddawanie czci wspomnianemu już Swarożycowi, jak również Lugh`owi i Solowi nie wynikało bezpośrednio z przyczyn fotograficznych (to hobby było w tamtych czasach jeszcze mało popularne), ale w sumie chodziło o to samo. Bez światła słonecznego, źle się żyje. Ale o tym (częściowo) za tydzień.
Poniżej zapowiedź kolejnego postu.
Jeżeli te zdjęcia są dzisiejsze, to ja idę się załamać... I nawet Huitzilopochtli mi niestraszne, niech sobie świeci! :-)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie proszę się nie załamywać:) Zdjęcia są w zasadzie aktualne z zastrzeżeniem, że zrobiłem je w ciągu ostatnich trzech tygodni. Wczoraj przypadkowo spotkałem zupełnie coś innego, ale to już temat kolejnego postu.
UsuńBagienny, nic a nic nie sklejam ... to foty z dzisiejszego dnia, czy składak? :)
OdpowiedzUsuńNie muszę chyba dodawać, że mi najabardziej podoba się zapowiedź :)))
To składak z ostatnich trzech tygodni, a co do zapowiedzi, to myślę, że się trochę lub więcej niż trochę, rozczarujesz :)
UsuńSłońce i u mnie dziś było :-). Ja ciągle czuję niedosyt jego promieni, bo pokój mam od północy i promyki światła dochodzą tam tylko wtedy, kiedy przy zachodzie odbiją się od okna sąsiadów.
OdpowiedzUsuńLis zdominował dzisiejszy post! Na pewno znajdzie się wśród wybranych przeze mnie do wymiany odbitkowej :-).
Słońce na Warmii mieliśmy tylko wczoraj, a i to na pół etatu. Czekam na kolejne propozycje barterowe :) My już chyba wiemy, co chcemy, więc mam nadzieję, że pierwsza wymiana dojdzie do skutku jeszcze w tym miesiącu.
UsuńMaila w sprawie wymiany wczoraj wysłałam :-).
UsuńPrzeczytam wieczorem, gdyż teraz nie mogę zalogować się na ten adres.
UsuńPan szykuje tego konia panie Wojtku. Ale co prawda to prawda, bez słońca ciężko, ze słońcem wszystko się da, wszystko można, wszystko jest łatwe. Chyba jestem uzależniona. Fotobogaty post i śliczna kuropatwa, moje tej zimy gdzieś przepadły.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Mam wrażenie, że niedługo zdjęcie kuropatwy będzie na wagę złota. W ostatnich dwóch latach widziałem je dwukrotnie, a takiego bielika - dwustukrotnie. Co zaś do tego konia, to ... coś ten Blogger namieszał. Napisałem koniak, a wyszło jak wyszło :)
UsuńTo powinnam zapytać w którym rzędzie ten koniak, ale daruję, nie wypada zawodowemu lektorowi nadużywać. Kiedyś i mnie darował jeden meksykański choreograf kiedy myślałam, że nie wymówi naszego "stół z powyłamywanymi nogami". Miał skubany słuch absolutny, nawet się nie zająknął.
UsuńJeżeli koniak jest dobry, to można troszeczkę ponadużywać. A tak swoją drogą, zawsze myślałem, że choreograf ma raczej absolutne nogi :)
UsuńI tak było, zaczęło sie od tego, że się rozciągał mając w perspektywie zajęcia z jakąś grupą taneczną. Stojąc na jednej nodze robił szpagat w pionie. Towarzysząca mu tłumaczka opowiadała jaki jest wszechstronnie uzdolniony, także lingwistycznie i nie pamiętam jak sie stało, że wypaliłam z tym stołem. To było tak bezbłędnie powtórzone, że szczęka mi opadła.
UsuńHa ha ha - uwielbiam czytać komentarze!:-)))
UsuńStojąc w pionowym szpagacie, wymówił to, co większości Polaków sprawia trudność?! Takie rzeczy chyba rzeczywiście mogą zdarzyć się tylko w Meksyku! Chyba, że to było zakamuflowany Polonus!
UsuńPani Ewo, komentarze często bywają ciekawsze niż posty!
UsuńNooo Wojciechu Bagienny, aleś pysznie ten post przyprawił. Gdzie zdybałeś i kuropatwę i nura i norkę-cud prawdziwy i te dwa zimujące, które mym starym oczom jakoś tak na nic znanego wyglądają? Ale najbardziej ujęła mnie sarenka, która wygląda jakby z Tobą przy boku na spacer się udała.
OdpowiedzUsuńDzięki Beato. Gwoli ścisłości, to nie nur (a szkoda) tylko tracz nurogęś. Zimujące to znane Ci doskonale czajki (w szacie spoczynkowej), którym ocieplenie klimatu namieszało już chyba kompletnie w głowach. Gdzie zdybałem? W Polsce pn-wsch, gdyż jak wiesz, poza nią praktycznie się nie ruszam :)
UsuńWidzisz, jakie foux... można popełnić ze strachu, że się owo coś popełni. Zaczęłam pisać o czajkach na zdjęciu, alem się przestraszyła, zę to nie one są. I co, mam za swoje. A objaśnienia topograficzne - absolutny hit. Juz jutro mogę pójśc w to samo miejsce na bank.
UsuńWięcej odwagi w przypisywaniu przynależności gatunkowej! A co do objaśnienia topograficznego, zapytaj pierwszego z brzegu grzybiarza, gdzie znalazł prawdziwki :)
Usuńniezawodnie piękne kadry, sarna wypas, poprzednie fotki łabędzie urzekające
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ta sarna to niestety jedyne zdjęcie z całej serii, które jako tako wyszło. Swoją drogą, jak ich szukam, to ich nie ma, a jak idę po coś innego, to cholery wyskakują mi spod nóg, płosząc to inne :)
Usuń