Pomijając dzisiejszy dzień, atmosfera za oknem, przypomina polsko-syryjskie
wesele. Planowany wyjazd nad Biebrzę przesunięty o tydzień, a w
okolicach Olsztyna - pusto. Jest jednak coś, co pozwala o tym zapomnieć. W takie
dni nic tak bardzo nie poprawia nastroju, jak łyski i whisky. Jeżeli nie
wierzycie, to zapytajcie Waszego psychiatrę lub terapeutę (ale nie tego od
uzależnień!) i/lub ewentualnie jakiegoś Szkota.
No dobrze. Fajnie się zaczęło, ale to
niestety blog przyrodniczy, więc zostawmy w spokoju pachnący torfem destylat i zajmijmy
się wyłącznie przyrodą.
Łyski to, podobnie jak szereg innych
gatunków, bardzo niedoceniane ptaki. Jako niewymierającym, nie poświęca się im
okładek pism dla fanów przyrody. Nie widnieją na sztandarach organizacji
ekologicznych i - choćby nawet tak nam się wydawało - nie są bohaterkami utworów
artystycznych (Łysek z pokładu Idy był koniem, ptak na obrazie Chełmońskiego,
to kurka wodna, a Riedel śpiewał o alkoholu itd. itp.). Nawet w „Polskiej kuchni
myśliwskiej” łyska występuje zaledwie w sześciu odsłonach, czyli dokładnie w tylu,
w ilu niedźwiedź, a przecież tego ostatniego konsumujemy zdecydowanie rzadziej.
Wstyd przyznać, ale sam również nie doceniałem
tego zacnego ptaka. Łyska raczej nie bywała moim głównym celem fotograficznym. Nigdy
nie mówiłem sobie – co tam rybołów, dziś będę
fotografował łyski. Kiedy jednak siedziałem w czatowni, a wokół nie działo się kompletnie nic, czasem kierowałem obiektyw na to, co akurat było,
a poczciwa łyska była zawsze akurat.
I stąd właśnie ten post. W ten sposób
chciałem podziękować łyskom za dotrzymywanie mi towarzystwa na pustym rozlewisku i
za bycie najtańszą przynęta na skrzydlate drapieżniki (co prawda w tym roku jeszcze
niczego mi nie przyciągnęły, ale wcześniej i owszem).
Myślę, że czasem warto fotografować również te
pospolitsze gatunki. Głównie dlatego, że to, co dziś występuje powszechnie,
jutro może stać się rzadkie. Cietrzewie i mamuty, też kiedyś występowały
wszędzie i mało kto chciał je fotografować. A teraz? A teraz wszyscy oddaliby duszę
za zdjęcie mastodonta, przechadzającego się w porannej mgle po tokowisku.
I na koniec kolega łysek z rozlewiska.
ta łyska na ostatnim cholernie podobna do zimorodka, ale to z pewnością zasługa mimikry. Czego te ptaki nie zrobią, żeby przetrwać, czego one nie zrobią!
OdpowiedzUsuńZdradzę Ci tajemnicę rozlewiska, ufając że zachowasz to dla siebie. To JEST zimorodek! Tylko pamiętaj! Obiecałeś milczeć!
UsuńA taka łyska żyje w nieświadomości, że tak jest nam potrzebna! A najbardziej podobają mi się jej nogi - kto nie widział, niech żałuje ;-)
OdpowiedzUsuńPS. Fajnego mają łyski kolegę :-)
Nie byłbym taki pewien. Łyski wiedzą o wiele więcej, niż nam się wydaje:)
UsuńJa łyski lubię za ich wiosenne walki na wodzie. Nieustajace gonitwy po wodzie i rozbryzgi wody to dość ciekawe momenty na foty. Whisky też lubię ale za zupełnie inne jej walory :)))
OdpowiedzUsuńMyślę, że można połączyć jeno i drugie lubienie. Trzeba tylko mieć kierowcę:)
UsuńJa bym tam duszy za mastodonta nie oddła, ale taką łyskę jak na 2 oraz jej błekitnego kolesia którego ostatnio tylko słyszę bardzo bym chciała zobaczyć. Tak na marginesie, osobiście wolę uczciwą, katolicką, irlandzką whisky.
OdpowiedzUsuńDuszy może i nie, ale butelkę uczciwej i katolickiej, to bym postawił:)
UsuńZimorodek ekstra! Omal przez niego z (improwizowanego) pontonu nie wypadłem bo chciałem mu zrobić zdjęcia u nas na Białej.
OdpowiedzUsuńZauważyłem na pierwszych publikowanych tu zdjęciach że wyglądają jak by robiono je za pomocą autofocusa a ten zwariował bo na czarnym tle miał jaskrawo białą plamę, i nie umiał ostrości złapać - u mnie wychodzą podobnie, czaiłem w tym roku właśnie na łyski na mazurach i ... no prawda jest taka że jedyne jakie w tym roku łyski widziałem były... Berlinkami (w parku Tiergarten ;-), zaś najlepsze zdjęcia jaki im zrobiłem to te z Trondheim w Norwegii - dziwnie się te fotolosy układają ;-)
Z tymi łyskami tak właśnie jest. Niby łatwe do sfotografowania, a potem okazuje się, że niekoniecznie. Dziwne, że nie było ich na Mazurach. Spotykam je często (choć mieszkam na Warmii:)), a zwłaszcza teraz, kiedy zbierają się w duże stada. Poczekaj do zimy i poszukaj na jakimś niezamarzającym zbiorniku, nawet w środku miasta. Będą na 100%.
UsuńSylwia na FB zacytowała The Doors w kontekście obu rodzajów łysek i z tego powodu teraz chodzę i odśpiewuję pieśń tę ( a którą to trzeba sprawdzić), co niestety odbija się na jakości moich ćwiczeń ze studentami. Wniosek: Łyki (Whisky) górą!
OdpowiedzUsuńBeata, powiem krótko. Nie śpiewaj! Konsumuj! Studenci zrozumieją.
UsuńZapewne, a jeszcze lepiej by zrozumieli gdybyśmy wspólnie konsumpcję na zajęciach prowadzili.
UsuńZgadzam się! Trzeba to zgłosić na najbliżej Radzie!
Usuńi po co tym sie jarac?
OdpowiedzUsuńBo fajne?
Usuń