O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

niedziela, 13 grudnia 2015

Grzędy. Cz. II.


Mam wrażenie, że zbytnio podkręciłem napięcie w poprzednim poście i druga jego część, mocno Was rozczaruje. No, ale trudno, jak już zacząłem, to może jednak skończę.

Moja uwaga na temat dwóch wsi i dwóch społeczności, wynikała z prostego faktu. Takie właśnie było moje pierwsze odczucie, kiedy porównałem to, co zanotowała Joanna Wierzbicka z tym, co przeczytałem w reportażu Bronisława Kretowicza.

Oczywiście nie wszystko jest tu czarnobiałe. Nie wszystkie rozmowy Wierzbickiej to niekończąca się pieśń chwalebna, a relacja Kretowicza, to nie zbiorowy, żałosny skowyt. Dlatego najlepiej będzie, jeżeli porównacie to sami. Ponieważ nie chciałem, żeby tekst był baaardzo długi (gdyż długi to on już jest), pominąłem autorów poszczególnych wypowiedzi oraz dokonałem wielu skrótów.

Jak napisałem w pierwszej części, Grzędy zbudowano na wydmach, wśród rozległych bagien, prawie na samym końcu świata (poniżej kilka starych dokfotek).














I tak właśnie postrzegali to ludzie, których spotkał Kretowicz: A wiec są niemal całkiem odcięci od świata. Życie jest tu ciężkie.

- To do was w jesieni i na wiosną dojechać nie można?

- A nie można, wiadomo, nie można. Dawniej, jak rok bywał mokry, to i wcale przejechać nie było można. Jak trzeba było, to my na łódkach woźnawieskim kanałem do Kuligów jechali, a dalej różnie.

- My, to jak na wyspach mieszkamy. Bywało, że i księdza z Panem Bogiem na łódkach do chorego wozili. A jak mokro, to i do sąsiadów na łódce trzeba jechać.

O utrudnionym kontakcie ze światem zewnętrznym wspominają też rozmówcy Wierzbickiej, jednak z ich punktu widzenia, to „odcięcie” nie było, aż tak dosłowne: Pierwszą drogę nauczyciel budował (…). On tak uplanował, to my potem sami robili, takie jednotorowe tylko. Faszynę kładli, piaskiem pozasypywali i można było jechać.

- Na jarmarki to jeździliśmy do Rajgrodu, do Grajewa, a zimową porą do Goniądza, do Suchowoli (…).

Mieszkańcy Grzęd utrzymywali się prawie wyłącznie z rolnictwa i, w zależności od dzielnicy, z połowu ryb. Część mężczyzn polowała w okolicznych lasach, ale nikt się do tego, z wiadomych przyczyn, otwarcie nie przyznawał.

Czy dzięki tym zajęciom można było godnie żyć, zważywszy na miejsce i czas? No cóż. Lektura obu tekstów, nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Od Wierzbickiej dowiadujemy się bowiem, że … tu z lasu żyli, z siana, z wypasu, z roli. Ziemi ornej mielim mało, siana dużo. Na chleb męło się trzy, cztery różne mąki. A jaki wspaniały chleb piekliśmy! (…) Krowy też chowali – dużo bydła – dziesięć, dwanaście sztuk. (…) U nas nawet było po trzydzieści sztuk bydła. (…) Dużo mleka było, sery, masło jedliśmy – to ile dusza zapragnie.

A co na Kretowicz? Ano to, że: …zboża niewiele, na wyżywienie nie starczy, siano marne, dobytek słaby. Ornej to prawie, jak i nie mamy. Po kilka morgów (…), ale bardzo lichej, sam piasek. Zytko ledwie, ledwie się urodzi i kartofli trochę.

- Ale za to macie łąki. Pewno krów dużo chowacie? Macie masło, sery.

- Ile tam krów! Po kilka casem będzie. Ale nase krowy tak długo nie chowają się, tsy, ctery lata, to i tseba zarznąć (…). Cięgiem po wodzie chodzą, to dostają reumatyzm w nogach (…) A kupić, to tez nikt nie chce, bo chude.

Dla posiadających zwierzęta hodowlane (czyli pewnie dla wszystkich), problemem były też, podchodzące pod wieś, wilki. Jak pisze Kretowicz:

 - Jesienią i zimą znowu wilki dobytek. Ot i teraz przed paru dniami u kilku gospodarzy gęsi porwali, u innych cielaki w biały dzień tuż za stodołami zagryźli.

A Wierzbicka? - Jak wilki się widziało, to nikt uwagi nie zwracał.

Życie na bagnach nie było też łatwe dla samych ludzi, choć i tu obie relacje odbiegają od siebie w, bardzo wyraźny niekiedy, sposób. Choćby taka szkoła. Zgodnie z tym, co opowiadali byli Grzędzianie - była szkoła prywatna. Nauczyciel (…) miał kwaterę na stałe, a ludzie płacili (…). Dwa czy trzy lata on uczył, a dzieci przychodziły z całych Grząd. Parę lat ta szkoła była u Grabowych. U Piotra, a potem znów u Kostka.

Gdy do Grzęd przybył Kretowicz, od miejscowych usłyszał że - skoły nie ma. Byliśmy i u pana inspektora skolnego prosić i podania pisaliśmy, ale nic. Pan inspektor powiedział, ze dzieciaków zamało, to nauczyciela dać nie może. Drogo, ciężkie casy. A i nauczyciel tu nie chce psyjść, bo wyjechać trudno.

Odnalezieni przez Wierzbicką byli mieszkańcy, wspominają swoje dzieciństwo i młodość, spędzone na Grzędach, jako coś, niemal idealnego.

Ale zabawy, zabawy to się urządzało nawet często. Mimo, że to były takie kąty, ale grajek jakiś zawsze był (…) I hulali. (…) Tańczyli na murawie pod dębem. Przeważnie tego ptaszka, i Tango Milonga, Rebeka.

Nie przeszkadzało im nawet to, że od najmłodszych lat musieli brać czynny udział w pracach domowych i polowych.

- U nas w domu nas dzieci, było siedmioro. Wstawaliśmy o trzeciej, tatuś wołał „Służki wstawajcie” i szliśmy ze śmiechem, ze śpiewem robić.

Na tym tle relacja Kretowicza wypada już skrajnie ponuro.

- Jak widzę, ciężkie macie tam życie?

- Ciężkie, pewno ciężkie .. I cłowiek tez słaby bez te zgniłe powietse (…). Cięgiem ktoś choruje i umiera.

- W młodym wieku umierają?

- Tak, najwięcej w młodym, zadko który pozyje.

Jak było w rzeczywistości, pewnie nie dowiemy się już nigdy. Myślę, że prawda, jak zawsze, leży gdzieś po środku. Żeby jednak nie kończyć tego postu akapitem w kolorze dzisiejszego nieba, zacytuję już tylko Grzędzian Joanny Wierzbickiej.

- O, się żyło, najlepiej się żyło na Grzędach.

- Jak tam dobrze było żyć, tam nie brakło niczego – ni ryby, ni grzyba, ni zwierzyny …

- Teraz tam zwierzyniec. A przódy tam wcale dobrze było. Nikt biedy tam nie zaznał. Tam wszystkiego było luźno – o, chowali wszystkiego dość, tam niebo i łąki.

        
PS. Poniżej zbliżenia bobrów. Miłośnicy twórczości Kurta Vonneguta, a zwłaszcza jednego z bohaterów jego książek – Kilgore Trout`a, będą wiedzieli dlaczego.












18 komentarzy:

  1. Bardziej podoba mi się opis ich życia Joanny Wierzbickiej,czuć tutaj ducha ludzi wolnych i szczęśliwych,chciałbym żyć w takiej odciętej od świata wiosce,oczywiście z aparatem :))Zdjęcia bobrowej roboty robią wrażenie ich skuteczności wycinki drzew .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, chyba szybko zmieniłbyś zdanie. Z raju na Grzędy!?

      Usuń
  2. ło matko z córko, podjąłeś się mediacji między jakimiś autorami tekstów czy cóś??? WTF is Kretowicz?!? WTF is Wierzbicka?!? Zdecydowanie wolę czytać TWOJE opinie i opisy nadbiebrzańskich terenów. Być może dlatego, że Ciebie znam, słabo, bo słabo, ale tych dwoje nie znam w ogóle :) Bober kapito, a ostatnie to już w ogóle rewela!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Krzychu. Ile można pisać, że gdzie poszedłem, coś zobaczyłem itp. Historia też jest ciekawa, zwłaszcza, że wsi już nie ma i nigdy nie będzie, a świadectw, że kiedyś istniała - jak na lekarstwo.

      Usuń
  3. Opowieści z Grzęd zawsze są ciekawe. Pozdrawiam. Igor

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo to już tak z ludzką pamięcią jest. Dziś dziadek żony mówi jak to fajnie i morowo było żyć na Woli (przedmieścia Tarnowa), a bwbcia zaś i głód i chłód wspomina. A o wspominkach z mojej strony to już gorzej bo wszyscy nie żyją, ale także różnie mówili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne masz rację. Po latach zaciera się to, co złe, a pozostają tylko dobre wspomnienia, co nie oznacza, że życie było tam usłane różami.

      Usuń
  5. Po latach w pamięci zostaje tylko to co dobre i może dlatego u Wierzbickiej jest optymistycznie, a u Kretowicza, bardziej na świeżo, więc dramatycznie. Fajna historia, a w temacie zbliżeń to ja wybieram ( ale się wpakowałam) 6,9.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak napisałem wyżej, zapewne oboje macie rację. PS. Widzę, że ktoś jednak pamięta Vonneguta:)

      Usuń
  6. Pewnie jak zwykle - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;) Znalazł się optymista i pesymista, to i obrazy wsi całkiem inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jednak bardziej chodzi o czas i perspektywę, chociaż Twój tok rozumowania też pewnie jest bliski prawdy:)

      Usuń
  7. Boberków i wydm Ci u mnie dostatek ;) .... Fajny reportaż.
    Takie czasowe odcięcie od świata jest fascynujące, a zarazem przerażające ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę. Bobrów mamy dużo, ale jakiej skryte bestyje, a do wydm - daleko. Czy przerażające? Polecam Ci film "6 miesięcy nad Bajkałem". Trochę dziwny, ale wiele wyjaśnia:)

      Usuń
  8. Wcale jakoś nie zawiodła mnie druga część relacji o życiu Grzędzian. Nie pamiętam tylko, czy oba doniesienia różnią się czasem spisania?
    Bobrze zdjęcia zaje..., a ostatnie to po prostu szał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam różnią. Głupie pół wieku, to nic w porównaniu z takim np. semestrem zimowym:) Dzięki w imieniu zaje... :)

      Usuń
  9. To dopiero zagadka. Bardzo różne są te dwa teksty, ale i tak cała historia strasznie mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia jest niestety wyjątkowo smutna, ale tak wyglądały losy wielu wsi w Polsce.

      Usuń