Ostatnio wybrałem się do jednego z olsztyńskich sklepów myśliwskich
w celu nabycia butów, gdyż moje wierne Campusy odeszły do Krainy Niebieskiego
Szewca. Sklep fajny, ale nie w tym rzecz. Rzeczona rzecz jest taka, że kiedy
popatrzyłem na ceny, na chwile krew zamarzła mi w potencjalnych żylakach. I wtedy
właśnie przypomniała mi się rozmowa ze znajomym myśliwym, który stwierdził, że on
i jego wesoła kompania spod znaku „zabij i oddaj do skupu”, to paradoksalnie
także zwierzyna. Różnica polega tylko na tym, że nie polują na nich inni myśliwi,
tylko wszelakiej maści firmy, produkujące gadżety dla ludzi pól i lasów.
Kiedy go tak słuchałem, dotarło do mnie, że przecież ta
kwestia nie dotyczy jedynie myśliwych, leśników i partyzantów. Ofiarami takich drapieżników
padamy również my, czyli fotografujący dziką przyrodę. To nic, że tak naprawdę
zwierzaki można podchodzić w czym się chce, czy co tam zostało w szafie po dziecku,
które wyjechało na studia. Prawdziwy bezkrwawy łowca musi wyglądać, jak połączenie
dziewiętnastowiecznego trapera ze snajperem US Navy. Musimy przy tym pamiętać,
że nie wystarczy nam tylko jeden komplet odzieży, gdyż w takim np. woodlandzie
nie wypada pojawić się na takiej np. łące. Tu powinniśmy mieć strój pokryty kamuflażem
imitującym ruń łąkową oczywiście dostosowaną do konkretnej pory roku. Innymi
słowy, jeżeli chcemy w kwietniu sfotografować rycyka musimy założyć kurtkę z
wymalowanymi na niej niskimi trawami i turzycami oraz spodnie w kaczyńce. Jeżeli
zaś planujemy fotopolowanie na czerwcowe kuliki, musimy zaopatrzyć się w
kombinezon w firletki. Podobnie postępujemy w środowisku leśnym. Tu jednak
musimy pamiętać, że las, to nie jednolita masa drzew i otoczenie zmienia się
dosyć szybko. Dlatego do lasu zabieramy kilka zestawów ubrań, zmieniając je w zależności
od siedliska, w którym w danej chwili przebywamy. Generalnie na sezon
wiosenno-letni potrzebujemy około 150 kompletów. Teoretycznie łatwiej powinno
być zimą, a przynajmniej tak twierdzą laicy. Tymczasem każdy Eskimos słysząc
takie brednie popłakał by się ze śmiechu. Śnieg, jak powszechnie wiadomo ma
ponad dwadzieścia odcieni bieli, więc nie da się obskoczyć wszystkich zimowych wypraw
w jednej parce z niemieckiego demobilu.
Oczywiście to wszystko, to zaledwie ułamek tego, co powinniśmy
wiedzieć o skutecznym kamuflażu. W kolejnych postach opiszę, jak maskować się w
środowisku wodnym, pustynnym oraz wysokogórskim. Jak przebierając się w
kostiumy upodabniające nas do owadów, odnieść sukces w makrofotografii oraz podpowiem,
jak ze starych płyt chodnikowych i rynien sporządzić maskałat do zdjęć w środowisku
wielkomiejskim.
To wszystko niestety kosztuje i to nie mało. Jeżeli jednak
chcemy wyglądać profesjonalnie nie mamy wyjścia. Trzeba pozbyć się nadprogramowej
nerki i zakupić wszystkie te ciuchy oraz niewielką kawalerkę, żeby móc je
gdzieś składować.
PS. Trzymajcie kciuki za światło, od dziś do niedzieli!
PS. Trzymajcie kciuki za światło, od dziś do niedzieli!
Bardzo dobry tekst. Uśmiałem się, choć może nie powinienem :-) Sikory i reszta dziuplaków ładnie uchwycona, od razu widać, że zdjęcia nie były robione w kamuflażu z rynny i betonu :-)
OdpowiedzUsuńPowinieneś, dziękuję:) Akurat te zdjęcia robiłem w kamuflażu nr 65 (sosna przełamana olchą):)
UsuńDobry tekst :) od razu przypomniałem sobie swój o moich zestawach plenerowych. Świetna kolorystyka na zdjęciach. I niech światło będzie z wami, udanych fotołowów :)
OdpowiedzUsuńDzięki Paweł. Łowy udały się słabo, ale jak wiesz nie do końca po to pojechaliśmy nad Biebrzę:)
UsuńTe artystycznie wykonane ujęcia w chwili karmienia, czy niesienia w dziobku pożywienia wbijają w podłogę. To wymaga żmudnej cierpliwości i genialnego refleksu. Wiem coś o tym, ponieważ mnie się nie udało złapać tego momentu podawania owadów maluchom. Jeszcze prośba. Nie jestem przyrodnikiem i pojęcia nie mam o jakie ptaki chodzi, no, może poza sikorką. Pytam nieśmiało, czy nie można tych zdjęć podpisywać?
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Cierpliwości tak, a co do refleksu to już bywa różnie. Raczej polega to na robieniu setek zdjęć i wtedy na którymś coś jest:) PS. Obiecuję, że zacznę podpisywać fotki. Spróbuj najechać myszową łapką na zdjęcia i pokaże się link z nazwą gatunku (zacz leśny, to pełzacz leśny):)
UsuńWojciechu w kwestii odzieży w firletki i inne kwiatki proponuję udanie się do najbliższego second handu. Tam można znaleźć moc kwiatowych geterków i juz teraz chciałabym zobaczyć Ciebie w takim stroju maskującym. Nie napisałeś natomiast w czy to odziany byłeś by zrobić takie foty dziuplakom (wypożyczalnia strojów Drzewcowych??? Scenografowie Władcy Pierścienia??, czy zaprzyjaźnione przedszkole po premierze spektaklu o Czerwonym Kapturku co przez las szedł?) Bardzo piękne kosie zdjęcia. U mnie sikorki bogatki już wyprowadziły młodzież ze ściany domu i mogę wysypiać się do oporu. Nie budzą mnie głodne dzioby o 4 rano.
OdpowiedzUsuńA jak myślisz Koleżanko po fachu, że gdzie ja się niby ubieram? U krawców w Mediolanie?:) Oczywiście, że po premierze O Tym Co Przez Las Szedł (wolę nie wymawiać jego imienia). Ale, żeby biologowi przeszkadzały w spaniu ptasie trele, to jeszcze nie słyszałem:)
UsuńOgólnie nie przeszkadzają, ale gdy gniazdo jest dokładnie w ścianie na wysokości głowy śpiącej, to mówię Ci nawet biolog ma problem. I powiem Ci jeszcze, że wrzaski niemowląt sikorkowych trudno do ptasich treli zaliczyć.
UsuńZa dobrze masz na tej wsi i tyle. Pomieszkałabyś w mieście, to nawet sikorowe darcie dzioba wydawałoby Ci się niebiańską muzyką:) Ech. Zazdroszczę!
UsuńMarzy mi się kombinezon w firletki ;)
OdpowiedzUsuńMi trochę mniej:), ale myślę, że dobra podpowiedź znajdziesz komentarz wyżej:)
UsuńW co bym się nie zestroiła to czapla z mojego stawu i tak uciekała, nie odleciała tylko raz, kiedy pognałam do niej w czerwonym płaszczu kąpielowym. Od momentu przeczytania u gŁosia o 1/4000 sek. ostro trenuję i już mam jedną jaskółkę. Jak zwykle świetny tekst, a znalezienie zachyłka w którym gniazduje pełzacz to mistrzostwo świata.
OdpowiedzUsuńDziękuję, a więc przekonałaś się na własnej skórze, że nie szata zdobi człowieka (przynajmniej w ptasim świecie):)Znalezienie pełzacza, nie jest takie trudne. Gorzej ze zrobieniem zdjęcia szaremu na szarym:)
UsuńNa szczęście wprawne wilki unikają sideł i ... kupują w decathlonie produkty marki Quetchua - na jednej parze butów co najmniej dwie setki do przodu - nie mam wprawdzie cennego znaczka firmowego na cholewce, ale za to mam nieprzemakalne trekkingówki i ... dwie stówy na wyjazd!
OdpowiedzUsuńTyle tylko, że te buty w myśliwskim były trzeciego gatunku i kosztowały mniej, niż te z Decathlonu:) A znaczek mają polskiej firmy Demar, którą polecam!
UsuńA Demar to znam - mam służbówki z Demara - ciężkie jak żarty kabaretu Koń Polski ale faktycznie niezniszczalne i co najważniejsze spełniają normy czy to elektrostatyczne, czy antypoślizgowe.
UsuńCiężkie to fakt. Przyzwyczajałem się dosyć długo, ale nie żałuję. W końcu to ostatnie buty w moim życiu:)
Usuńtak wysoce je oceniasz czy tak marnie siebie ? ;-)
UsuńI jedno i drugie. Przepraszam nie zauważyłem Twojego komentarza. Chyba znowu wprowadzę moderację, bo wtedy nic mi nie ucieka.
UsuńPrzeurocze! Zwłaszcza żółte brzuszki ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu brzuszków:)
UsuńKurczaki, może tych motyli nie spotykam, bo nie jestem odpowiednio zakamuflowana do robienia makro... ;).
OdpowiedzUsuńPiękna seria zdjęć :-). Szczególnie te, gdzie widać rozłożone w locie skrzydła.
O to to! Pogadaj w jakimś teatrzyku, to może użyczą Ci kostiumu i wszystkie problemy, jak ręką odjął:) Dzięki Husky. Te skrzydła to była klasyczna metoda prób i błędów (setek błędów:))
UsuńUwielbiam te pańskie ironiczne teksty. Pękam ze śmiechu czytając je. A szpak na 17 zdjęciu jakby zamawiał kolejną dostawę jedzenia dla swych żarłocznych dzieci :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba. Zawsze uważałem, że blog przyrodniczy, to nie podręcznik do biologii:) Faktycznie, wygląda, jakby wydzierał się na kelnera:)
UsuńJak widać dietę te ptaszki mają bardzo różnorodną, raz komar, raz pajączek, czy też glista jakaś, apetycznie to wygląda, aż mi ślinka cieknie ;)
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa następnego wpisu, już nie mogę się doczekać, ale, ale przecież stare płyty chodnikowe nie są takie drogie, chyba ???
Sami się dziwimy, ile one tego znoszą. Zwłaszcza sikory są ponadaktywne, gdyż pojawiają się przy dziupli, co kilkadziesiąt sekund:) Co do płyt, to ich cena jest różnorodna, ale o tym w którejś z następnej części :))
UsuńJeśli można to też nieśmiało zgłaszam postulat podpisywania zdjęć. Bo ja to ptaka od ptaka nie odróżniam, tzn. odróżniam ale nie wiem kto to ;)
OdpowiedzUsuńJak najeżdżam myszową łapką to nie wyświetla mi się nazwa, może mam inny gatunek myszy ;)
Nazwa jest na końcu linku, ale obiecuję, że teraz będę już podpisywał wszystkie ptaszydła z imienia i nazwiska:)
UsuńSłyszałem kiedyś, że pewien pan dość dosłownie wziął słowa instruktora skoków z wysokości, gdy ten mówił o stroju wiewiórki... Należy też pamiętać, że dopłacamy 30% ceny za dopisek "taktyczne".
OdpowiedzUsuńJa akurat nie dopłacałem, gdyż takiego dopisku nie było:) Poza tym za taką kasę nic lepszego nie kupię, a nawet myślę, że mnie w nich pochowają:)
OdpowiedzUsuńPo analizie opisu pojechałem robić fotki. Myślałem sobie, przecież sukces nie może zależeć od kamuflażu. Niestety nic nie wyszło z fotek ;) Trzeba coś z tym zrobić.
OdpowiedzUsuńNa szybko wizyta u lekarza (prywatnie bo na NFZ dopiero za pół roku to już po sezonie ), nie stwierdził zbędnej nerki.
Szybko do banku, może jakiś kredyt na 30 lat. Diagnoza- brak zdolności kredytowej. Jeżeli już to pod zastaw nerki, ale przecież nie mam zbędnej.
Tak więc zacznę chyba zbierać znaczki :)
Ps. Zdjęcia pierwsza klasa. Zdaję sobie sprawę ile czasu i cierpliwości kosztowały :)
No fakt, wpadłeś w powszechnie znane tysiącom Polaków, błędne koło nerkowo - kredytowe:)Też to przerabiałem, więc współczuję:) Znaczki, to w obecnych czasach mało dochodowy interes. Jeżeli mogę coś doradzić, to inwestuj w kurzy nawóz. Podobno gwarantuje bajeczne zwroty:) PS. Dzięki. Najwięcej to kosztowały frustracji, gdy na większości zdjęć nie było niczego lub najwyżej niewielki fragment ogona.
Usuńświęta racja z tym kurzym nawozem - jak kupiłem ostatnio worek - to po cenie doszedłem do wniosku że lepiej jest kury hodować na nawóz niż na jaja... no jaja jakieś ...;-)
UsuńMój wioskowy kolega udał się kiedyś do Lidla, zobaczył ceny kaczych tuszek, wrócił do domu i zlikwidował hodowlę:) To takie paradoksy tej najpiękniejszej z gałęzi gospodarki, jaką jest rolnictwo:)
Usuń