O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

piątek, 5 maja 2017

Rzecz o dziku.

Wczoraj wróciliśmy z Doliny. Brudni, zmęczeni, cuchnący torfem, miętą i samo ... samodziałową bielizną, ale - jak zawsze - prawie zadowoleni. Pierwsze, biebrzańskie zdjęcia pojawią się już w niedzielę, a na razie Święta Warmia, choć - oczywiście - nie o niej jest ten post.
Tak na marginesie. Po ostatnim tekście przyrzekłem sobie solennie, że już nigdy nie tknę tematyki tekstylnej. Szczerze pisząc, guzik się na tym znam, a tu musiałem odpierać komentarze - kutych na dwie szpile - profesjonalistek, co zszargało mi nerwy, posrebrzyło łeb i przytyło kadłub.
Tym razem ponownie obrazki zarejestrowane w lesie, z tym, że zdecydowanie należy zaliczyć je do kategorii dokfotek. Jak zapewne zwróciliście uwagę, dominującym zwierzęciem ssącym w tym poście - jest dzik. Tego leśnego zawadiakę zna chyba każdy i teoretycznie, wiemy o nim niemalże wszystko. Dlaczego teoretycznie i dlaczego niemalże? Ano dlatego, że zawsze można dowiedzieć się więcej, o czym przekonałem się grzebiąc, jak zwykle, w zasobach bibliotek cyfrowych, gdzie natrafiłem na dzieło Jakuba Kazimierza Haura z 1675 roku pod - kompletnie nie dającym się przytoczyć w całości - tytułem (dla dociekliwych załączam poniższy  skan) (1). 



     W owym opracowaniu, obok przecennych rad związanych z - szeroko pojętym - prowadzeniem gospodarstwa rolnego, znajdziecie również, napisane niezwykle przystępnym językiem, fragmenty, które poszerzą Waszą wiedzę na temat naszych frywolnych, leśnych kabanków. 
Zacznijmy zatem od tego, że dzik "jest zwierz zajadły, choleryczny, okrutny". Mimo tych, mało pochlebnych cech jest jednak niezwykle użyteczny człowiekowi. Pomijam oczywiste kwestie związane z kartą dań, gdyż są to fakty ogólnie znane. Moją uwagę zwróciły jednak takie biologiczno-farmakologiczne perły, jak: "krew jego albo posoka warzona z jakim pokarmem zdrowa i posilna" lub "zęby wieprzowe preparowane (cokolwiek by to miało znaczyć) na kolki i parcie w bokach (...) utyskującym bardzo pomocne, pić w tej potrzebie z wódką, maku polnego domięszawszy". albo "żółć jego (...) wole na szyi smarując ją, rozpędza, niszczy, odmiękcza i odwilżenie znaczne sprawuje"?
Jeżeli pomyśleliście, że to koniec dziczej apteki, to jesteście w błędzie, a na dodatek teraz będzie nieco obrzydliwie. Jak bowiem pisze Haur, siedemnastowieczni medycy wykorzystywali również "łajno albo gnój wieprzowy (czyli dziczy) wysuszony", który "w jakim trunku wypić na dolegliwą skazę, gdy kto krwią pluje, i zbyt charczającym, jest dowodnem lekarstwem i uśmierzeniem" oraz - a jakże - mocz. Ten ostatni "kamień w człowieku kruszy i przez urynę odprowadza (...) domięszawszy do niego łamikamieniowej wódki, albo pietruszczanej". 
     Mógłbym tak dłużej, ale być może wcinacie właśnie czternaste śniadanie, a poza tym możecie ściągnąć (legalnie) ten tekst http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/docmetadata?id=1675&from=publication i poczytać sobie do podusi. Ponieważ jednak post powinien mieć jakąś puentę, podzielę się z Wami pewną myślą. Zwróćcie uwagę, jak bardzo różniło się łowiectwo z czasów J.K. Haura od tego, z którym mamy do czynienia dziś. W XVII wieku, po zastrzeleniu zwierzaka, wykorzystywano go niemalże w całości. W kuchni, w domowej aptece, w pradawnym przemyśle odzieżowym itd. A teraz? A teraz, to już raczej niekoniecznie.

-----------------------------
(1) Swoją drogą, weź i żyj człowieku w takim XVII wieku i na dodatek miej czytającą rodzinę. "Jak będziesz synku u Kanonika, to pożycz od Wielebnego książkę pod tytułem (...). Zapamiętasz, czy Pani Matka ma Ci go zapisać na dwóch półtuzinach zwojów pergaminu? ".


PS. Osoby z Olsztyna i okolic, a także przyjezdnych spędzających maj na Warmii, zachęcamy do odwiedzenia Galerii (i kawiarni jednocześnie) w Nowym Kawkowie https://www.facebook.com/GaleriaKawkowo/ w której znajdziecie kilka naszych fotek :)


To były dwa, prawdziwie dzicze dni. Poniżej rodzina spotkana przed zmierzchem, a na kolejnych zdjęciach - następnego poranka i w samo południe, co niestety widać po tragicznym wręcz wypaleniu (tworzywa, nie twórcy :).

















 W kwietniu, jak w garncu, albo jakoś tak.



41 komentarzy:

  1. Są wreszcie dziki!!! Ładne! :D
    A ja rozwiązałem kolejny problem z aparatem, za to sprawiłem sobie inny - konwerter - winietuje. :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeszcze mam pytanie - co to są te łaciate prosięta???? Jakieś mieszańce, czy co???? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za rzadko chadzamy do lasu, więc i dzików nie fotografujmy za wiele:) Będą jeszcze biebrzańskie, ale to dopiero za czas jakiś. U tych białych ujawnił się gen recesywny i stąd takie umaszczenie. Niestety nie wróżę im długiego życia. PS. Byłem pewien, że aparat jest dobry, tylko trzeba go lepiej poznać. Natomiast konwertera chyba bym się pozbył.

      Usuń
    2. Dlaczego? Środek jest ostry, więc od czasu do czasu się przyda, szczególnie ze statywu, bo z reki to jednak za bardzo już "lata" - żadna stabilizacja nie daje rady!!! :D :D :D
      Tylko teraz dla odmiany roboty jest powyżej głowy i nie ma kiedy pobawić się w fotografowanie, ale i na to przyjdzie czas. Mam jeszcze do testowania komplet soczewek do makr. :D :D :D

      Usuń
    3. Po prostu każde dodatkowe szkło wpływa na jakość obrazu, ale jeżeli nie zauważyłeś znacznego pogorszenia, to OK:) PS. Wiem coś o tym. Majówka niestety się skończyła i teraz czas na zdjęcia będę miał jedynie o świcie (jeżeli takowy w ogóle będzie) :)))

      Usuń
  3. Niezwykle interesujące te dziki , a ich młode są urocze. Ale widzę, że i las malujesz niczym Szyszkin, ja próbowałam , ale nie to światło, nie to oko...
    Nie tylko dziki wykorzystywane były w całości, z opowiadań babci wiem, że także zwierzęta hodowlane przerabiano w całości, nic się nie marnowało.
    Zdjęcie ze śniegiem wyszło jak obraz ekspresjonisty, cudowne :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale to zasługa miejsca i światła:) Zgadzam się, że są, choć miłe bywają rzadko, a zwłaszcza lochy z młodymi :))) PS. Rolnicy, którzy hodują dla własnych potrzeb, tak właśnie robią. Myśliwi strzelają i jeżeli nie potrzebują mięsa, po postu odwożą zwierzaka do skupu i z głowy.

      Usuń
  4. Jechałam dwa dni temu pociągiem podmiejskim w kierunku Modlina. Wzdłuż torów /na szczęście w dość dużej odległości/ biegła sobie pani dzikowa a za nią malusieńkie śliczne, jej dzieci...w ubrankach w paseczki.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest właśnie ciekawe. Dziki w miastach widuje się coraz częściej, ale spróbuj spotkać je w lesie. To tak samo, jak z krzyżówkami. W parkach miejskich wyrywają Ci jedzenie z ręki, a na rozlewiskach uciekają, gdy tylko zamajaczysz na horyzoncie:))

      Usuń
  5. Oj te dziki fajne zdjęcia i maluchy swietnie pozowały.Chociaż trochę zastanawiam się nad białymi maleństwamy,bo takie to hoduje się w gospodarstwie w chlewni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Modraszko:) Trochę wyżej napisałem o co chodzi. Takie warchlaki spotyka się w całym kraju, choć nie są zbyt powszechne.

      Usuń
  6. Witaj, Wojtku.

    U nas - jak donosi mi Dziecię - też wszystko zryte wokół letniego domu:)

    Te świerki (chyba) na tle burzowych chmur nadawałyby się na okładkę takiego E. Poe albo A. Malczewskiego:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tę okładkę, ale przesadzasz :) Bo to łajzy okrutne:)) Koleżance mieszkającej na wsi wybiły z głowy prowadzenie ogrodu, gdyż często wpadały na obiad:) Choć, kto wie, może napisze niżej, że jeszcze walczy :)))

      Usuń
  7. Jaaaa...nie chciałabym takiego dzikusia spotkać na swojej ścieżce :) ale zdjęcia tradycyjnie piękne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Jago:) My czasem też mamy obawy, ale chęć pstrykania skutecznie je eliminuje:)

      Usuń
  8. Chciałabym umieć robić takie "dokfotki"... Świetne kadry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) Trzeba dużo łazić w teren, a zwierzaki się znajdą. Kłopot z dzikami jest taki, że zwykle dopadamy je w słabym świetle (lub np. zbyt kontrastowym) i stąd dokowatość zdjęć:)

      Usuń
  9. Jak zwykle co roku wiosną zazdroszczę wam tych dziczych spotkań i jak zwykle powtarzam sobie że w końcu wybiorę się z Wami na nie do puszczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my, jak zwykle namawiamy Cię do wspólnej wyprawy i jak zwykle nic z tego nie wynika (z rykowiskiem, tam gdzie wiesz, na czele!) PS. Do lasu! Puszcz w Polsce nie ma, tak jak Skoda Fabia Sport Line, nie jest samochodem sportowym. Wiem, bo miałem :))))

      Usuń
    2. W czwartek obgadamy wspólny wypad do puszczy :)

      Usuń
    3. Z przyjemnością i niech Ci już będzie ta puszcza:)

      Usuń
  10. Zdjęcia jak zwykle budzą zachwyt.Wow! Świetne staropolskie przepisy. Nic, tylko korzystać. Puszcz nie ma?
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Świetne, a zwłaszcza te ostatnie :))) PS. Są, ale z nazwy. Nasze lasy mają co prawda niewielkie fragmenty, przypominające stare puszcze, ale większość obszarów, to typowe plantacje i chyba nic już tego nie zmieni.

      Usuń
  11. Dzików Ci u nas dostatek, ale i te przyjmiemy... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt. W 3-mieście masz trochę tego dobra. Brat idąc do pracy czasem wręcz lawiruje pomiędzy dzikami:)) W lesie jest niestety już dużo gorzej, ale jak się dobrze poszuka, to też się znajdą:)

      Usuń
    2. Mniej więcej w tej samej okolicy mieszkam, tak więc wiem o czym mowa. Chociaż póki co na szczęście ja ich w pracy i w drodze do niej nie widuję zbyt często. Być może dlatego, że dziki nie mają biletu miesięcznego i nie korzystają z komunikacji miejskiej. ;)

      Usuń
    3. Na razie nie mają, ale kto wie? Z relacji brata wynika, że powoli przejmują władzę w miastach (tych trzech oczywiście) :))

      Usuń
  12. Jak się tak czyta o tych starych medykamentach, to strach było chorować. Fuj! :))) Światło w lesie przepiękne, a dzicze dzieci rozkoszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem? Zwróć uwagę, że zdecydowana większość tych medykamentów jest na bazie gorzałki, więc nawet owo łajno raczej nie szkodziło, a przynajmniej wprowadzało w przyjemny nastrój :))) PS. Było trochę za dużo kontrastów i wyszło, jak wyszło:)

      Usuń
  13. Ech, nie zdążyłam skomentować poprzedniego posta z jedzonkiem i ubrankiem, ale po takim wstępie, to już Ci go daruję.... :)
    Zdjęcia od 4 do 7 baardzo mi się podobają. Szczególnie te "pojawiam się i znikam".
    Dzików nie lubię. Zdecydowanie wolę je oglądać na zdjęciach niż w rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bo już mi się wszystkie, odzieżowe riposty wyczerpały!! :)) PS. Dlaczego? Dziki są fajne!

      Usuń
  14. Powiedzmy sobie prawdę w oczy, jak ktoś musiał po takie medykamenty sięgać to już miał tylko dwie opcje. Albo sobie umarł, "bolało go to i umarł, trudno boskie wyroki", albo zaczął zdrowieć... czyli lekarstwo klinicznie potwierdziło swoją skuteczność.
    Zdjęcie deszczu mistrzowskie!
    Galerio/kawiarnia - do odwiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej materii w zasadzie niewiele się zmieniło, czyli albo kuracja pomaga, albo ... nie :)))). Dzięki Makro. Dodam tylko, że to jest kwietniowy śnieg :)) PS. Koniecznie!

      Usuń
    2. A juz sie miałem pytac o sztuczki warsztatowe ;-) ...

      Usuń
    3. A skąd miałeś wiedzieć, że w piękny kwietniowy dzień nagle zacznie sypać ? :)))

      Usuń
  15. Super zdjęcia dzików! Czekam na zdjęcia znad Biebrzy! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Po pierwsze, oczywiście jestem zachwycona tymi złoceniami w lesie. Po drugie, nie jestem pewna czy są łanie - pewnie znowu przy garach, ale jak się pomyliłam w koziołkach, to już nic nie ryzykuję samodziałowo (czy samodzielnie) zgadywać. Po trzecie, jestem rozczarowana nieprzepisaniem tytułu i w ogóle zaintrygowana pozycją, chociaż nie jestem pifarzem (zawsze pierwsze pięć razy czytam pifarz, a dopiero za szóstym pisarz - ponoć od Szekspira zmienili kształt, a konkretnie dlatego, że notorycznie mylono spijanie nektaru przez pszczółki "suck" z czymś zupełnie innym) prowentowym, to i tak uważam, że będzie mi ona pożyteczna y zwłaszcza dużo się spodziewam po modellufzach. :D

    A po czwarte, no jak to jesteś poszkodowany? Tyle się wyfiokowanych dam zleciało z tortami i kaszankami? Same przyjemności z pożytkami. :D

    PS. Biedne te małe białe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.1 Ja również, gdyż ostatnio to towar deficytowy:) Ad.2. Pierwsza z lewej (jedząca), to łańka, a pozostałe to byki, a właściwie - byczki. Ad.3. A wiesz, że w pierwszej chwili chciałem to zrobić, ale stwierdziłem, że zwariuję, albo oślepnę :))). To lektura wręcz obowiązkowa, przynajmniej dla tych, którzy choć raz w roku opuszczają betony! Tak na marginesie muszę poszukać informacji na temat suckujących pszczół. Jakoś mnie to zaintrygowało :))) Etam. Tak się pokrygowałem, jak to facet :)) PS. To fakt.

      Usuń
    2. Nie to, żebym marudziła, ale miały być same łanie. ;))
      No ale arithmetika piękna jest. Ja mam tylko jeden problem - nie lubię czytać długich tekstów na komputerze, a tych cudnych staroci to dużo jest. Muszę się zmobilizować jakoś. :)
      Uwaga, będzie cytat: "...dawne "długie s" (ſ), zarzucone przed końcem XVIII wieku z powodu zbyt dużego podobieństwa do litery f. Z relacji o rozmyślnym uśmierceniu ſ wyróżnia się historia związana z edycją Szekspirowskiej Burzy. W 1788 roku John Bell miał spojrzeć na wers w jednej z kwestii Ariela, która po angielsku brzmi: Where the bee ſucks there ſuck I, po czym zdecydował o zastąpieniu długiego s - okrągłym. Rzeczywista motywacja nie była jednak tak jasna."

      Trochę to więc mit jest, ale bardzo śliczny i wiarogodny, bo ja przeczytałam identycznie jak Bell i nawet się lekko zdegustowałam Arielem. :)
      Cytat z "Ciemnych typków" Keitha Houstona

      Usuń
    3. No miały, ale wyszło, to co wyszło (dosłownie i w przenośni :)). Anegdotka prima sort, a samo sporne zdanie, nawet nieco przyrodniczo-romantyczne :))) PS. I dlatego te najciekawsze - drukuję. Jest z tym trochę zabawy (czasem więcej, niż trochę), ale warto :)

      Usuń