Pierwsza w tym roku czatownia jest już gotowa! Co
prawda nie wykonaliśmy z niej, ani jednego zdjęcia, ale jest.
I tak oto mija, z Pani Przyrody pomocą, już trzeci rok budowania ukryć na żurawie (przede
wszystkim, ale nie tylko) i kolejny rok zmagania się z przeciwnościami losu,
który najczęściej na imię ma – MY SAMI, A WŁAŚCIWIE JA SAM. Ale po kolei.
Rok 0.
Rok zerowy, to był piękny rok, ale co z tego, skoro żadna z trzech czatowni nie nadawała się do fotografowania żurawi, gdyż ... ale do rzeczy
Rok I. Czatownia I.
To był nasz debiut na niwie konstruowania czatowni na
noclegowiskach żurawi. Debiut poniekąd wymuszony, gdyż prośba o użyczenie jednej
z wielu czatowni, zbudowanych przez stałych bywalców rozlewiska, została
potraktowana z tzw. buta. Było nam trochę przykro, ale dzięki temu nauczyliśmy
się jednego. Nie ma co liczyć na to, że - poza paroma wyjątkami - inni
fotografujący przyrodę pomogą nam kiedykolwiek w czymkolwiek.
Wybudowaliśmy zatem swoją własną, nędzną nieruchomość z ogólnie dostępnego zielska,
przy której popełniliśmy wszystkie możliwe, znane ludzkości, błędy.
Przede wszystkim czatownia powstała w pewnej podległości od łanu trzcin, dzięki
czemu ostatni odcinek pokonywaliśmy na tzw. czworaka lub, jeżeli przyjechaliśmy
nieco spóźnieni (czyli nie czarną nocą) czołgając się, co w sytuacji, w której
większość sprzętu targa się na plecach, a podłożem jest muł, nie jest do końca takie wyśnione. Byłbym
zapomniał. Budę wykonaliśmy w strugach deszczu, co – jak się później okazało -
stało się naszą dewizą, znakiem rozpoznawczym, a jeżeli kiedykolwiek jakiś, na wpół oszalały, monarcha nada nam tytuły szlacheckie – „trzcina w strugach” wyląduje również na naszym
herbie.
Pomimo tych wszystkich niedogodności, udało nam się jednak zrobić jakieś fotki, dzięki czemu zapewne popadlibyśmy w samozachwyt, gdyby nie
fakt, że … żurawiom znudziła się dotychczasowa noclegownia i przeniosły się w
inne miejsce...
Rok I. Czatownia II.
… przeniosły się w inne miejsce, a my oczywiście
podążyliśmy za nimi.
Drugą budę zbudowaliśmy mając już pewne doświadczenie,
które jednak nie uchroniło nas przed popełnieniem tych samych, starych błędów,
do których dołożyliśmy kilka nowych, żeby nie rzec - nowatorskich. Tego, że jak
zwykle, budowaliśmy w deszczu pewnie się domyślacie. Tego, że ponownie
zrezygnowaliśmy z relatywnie łatwego podejścia trzcinami, pewnie też. My jednak
w swoich starania w zdobyciu czatownianej nagrody Darwina poszliśmy znacznie dalej.
Budując drugą budę, korzystaliśmy z tzw. drogi technicznej, zaś docelowo
mieliśmy docierać do niej tzw. drogą właściwą (wiem, że to skomplikowane, ale ... jak się tak wczytać, to chyba jednak nie), której – trzeba uczciwie
przyznać – nie sprawdziliśmy. Wracając zaś do samej budy, to muszę się pochwalić, że stworzyliśmy coś równie urodziwego,
jak - nie przymierzając - kocioł z golonkami w knajpie dla TIR-owców i równie niepraktycznego, jak męski, koronkowy gorset w Godzille.
Wracając, tym razem, do sedna. Następnego dnia, a właściwie jeszcze tej samej nocy,
kiedy czołgaliśmy się w najlepsze drogą właściwą okazało się, że przegradza ją -
niewidoczny z drogi technicznej – rów melioracyjny. Jak się zapewne domyślacie,
wyjścia były dwa. Wrócić do domu lub pokonać przeszkodę. Wybór
trudny, ale koniec końców, nie wdając się w zbędne szczegóły – jakieś fotki zrobiliśmy.
Rok II. Czatownia I.
Kolejny rok rozpoczęliśmy w zgubnych oparach starego
wyjadactwa, co niestety trochę się na nas zemściło (w zasadzie nawet nie
trochę, ale po kolei). Pierwszą, drugoroczną czatownię postawiliśmy opierając się
na – nazwijmy to po imieniu – nie dość dokładnych namiarach. Buda powstała, a owszem i muszę przyznać, że pod względem architektonicznym przewyższała nawet swoje
poprzedniczki. Co jednak z tego, jeżeli – jak się okazało – głupie żurawie nocowały
gdzie indziej. Co prawda sfotografowaliśmy z niej jakieś czaple, ale na haluksy Peruna,
nie dla czapli trudziliśmy się tych kilka godzin! I to oczywiście podczas ulewy!
Rok II. Czatownia II.
Generalnie muszę przyznać, że rok ów zaliczał się
do raczej suchych lub wręcz - bardzo suchych. Niewątpliwie cieszyło to lekkoduchów odpoczywających
na Warmii i jednocześnie doprowadzało do rozpaczy ludzi utrzymujących się z rolnictwa. Na szczęście dla
tych drugich byliśmy jeszcze – MY! Kiedy, jak już wspomniałem, okazało się, że
żurawie bezczelnie postanowiły nocować z dala od naszej architektonicznej perełeczki,
my tradycyjnie podążyliśmy ich śladem, a naszym, a jakże – deszcz. Nie będę jednak zawracał wam
głowy kolejnym opisem naszych czatowanianych dokonań, gdyż możecie o tym przeczytać
tutaj:
http://wojciechgotkiewicz.blogspot.com/2016/09/czatownia.html.
http://wojciechgotkiewicz.blogspot.com/2016/09/czatownia.html.
Rok III. Czatownia I.
Tak, jak napisałem na wstępie, wybudowaliśmy pierwszą z tegorocznych czatowni. Zgodnie z naszą, niepisaną tradycją, popełniliśmy te same błędy i równie tradycyjnie, utrudniliśmy sobie wszystko to, co mogliśmy. Mamy jednak ochłap nadziei, że tym razem żurawie docenią nasz trud i podobnie, jak w naszym debiutanckim roku i tym razem zrobimy jakieś fotki.
PS. Poniżej kolejny zapis pagórowatych i jeleniowych poszukiwań. Na razie dajemy im spokój (choć jakieś zdjęcia jeszcze oczywiście będą) i postaramy się skoncentrować na zupełnie czymś innym. Do płowych wrócimy jednak za chwilę, gdyż coś nam mówi, że tegoroczne rykowisko odbędzie się nieco wcześniej.
Piękne zdjęcia, jak w zaczarowanym lesie :-)
OdpowiedzUsuńTakiej czatowni to chyba nikt nie ma :-)))
Świetna opowieść...
Dziękuję:) Masz rację. Mgła i pagóry, to najlepsza z czatowni. Na rozlewisku jednak ich nie ma i dlatego musimy konstruować ich nędzne namiastki:)
UsuńMoja pierwsza nad stawem rozpadła się, a drugiej, na łące nie dało się wykorzystać, bo trawa pioruńsko wysoka, a na dachu mieszkają mysz i jakiś mały ptak:)) Letnie, poranne mgły są fantastyczne.
OdpowiedzUsuńWiedziałem, że Ty akurat wiesz:))) My mieliśmy spotkanie I stopnia ze szczurem (wina poduszki z ziarnem) i jenotem i muszę przyznać, że to pierwsze było zdecydowanie mniej przyjemne:) Tak, czy siak lubię czatownie, nawet jeżeli żurki nie dopiszą. To trochę takie kino na świeżym powietrzu, więc mogę siedzieć w nim godzinami. PS. Są!
UsuńTo z poduszką też miałam, zimą malutka mysz w niej mieszkała, a wiosną wydobyła wkład i przeniosła do gniazda:)) Też lubię zwłaszcza jako kino:))
UsuńMyszy nawet nie liczyliśmy, gdyż było ich tyle, że również zagospodarowały spory jasiek żyta:) Ze szczurem był kłopot, gdyż zablokowaliśmy mu nieświadomie jedyne wyjście i gryzoń postanowił przebijać się siłą:))))
UsuńJest coś nierzeczywistego w porannych mgłach...
OdpowiedzUsuńW jeleniu z dwoma pyskami też :)))
Tekst świetny...nie wiem czemu , ale jakoś tak mi Louis de Funès przed oczyma ciągle się jawił i jego żandarmi :)))
Jeszcze trochę i dojdziesz do perfekcji....czatownia będzie tak dobra, że trudno będzie ja odnaleźć, albo zagnieździ sie tam jakiś gatunek chroniony :)))
W końcu Czarnobyl był nie tak dawno temu:))) Co zaś do żandarmów, to ja raczej utożsamiam się z amantami z czeskich "Sąsiadów" i mam nadzieję, że tak jak i oni, wreszcie dopnę swego! PS. Jutro pierwsza przesyłka:)
UsuńCzekam :))))
UsuńCiekawe co pójdzie na pierwszy ogień :)))
Jest mi potwornie głupio, ale będę mógł wysłać dopiero jutro. W zamian postaram się o więcej:)
UsuńW porządku :) Dobrze, że zjarzałam, bo myślałam, że mi poczta szwankuje :)
UsuńNo to fajnie:)
UsuńPowodzenia!
OdpowiedzUsuńNie jestem przesądny, więc dziękuję:)
UsuńNiesamowite... A powiadają, że jelenie, nawet nie koniecznie na rykowisku, to kicz. Może na makatkach i obrazach, bez obrazy dla obrazów, faktycznie, ale tu cudowne, majestatyczne, dumne, piękne. Żurawie słyszę każdego dnia.
OdpowiedzUsuńNie wiem, sąd wzięła się ta przedziwna opinia? Rykowisko, to jeden z najpiękniejszych spektaklów przyrodniczych, jakie znam nawet ... na makatkach:)
UsuńWidocznie deszcz Was kocha...
OdpowiedzUsuńCo do budowy, ja nawet nie widziałabym od czego zacząć, nie mówiąc o czołganiu się w błocie, matko jedyna!
A te żurawie to złośliwe bestie, żeby tak lekceważyć Wasze poświecenie, nieładnie!
Życzę w takim razie przychylności sił wszelkich dla waszych wypraw :-)
Oby to nie była prawda:) My też nie wiedzieliśmy i stąd tyle błędów, a co do żurawi, to ... fakt:)) Dziękujemy!
UsuńKsiężyc fantastyczną odmianą dla równe fantastycznych jeleni :)
OdpowiedzUsuńKsiężyc, to taki trochę wypadek przy pracy. Bardzo miłej skądinąd :))
UsuńWojtku, nie martw się, trzecia czatownia będzie idealna. Przecież zgodnie z panującymi zasadami w budownictwie: "pierwszy dom dla wroga, drugi dla przyjaciela, trzeci dla siebie", na dwóch pierwszych się uczymy a potem jest cud, miód i orzeszki (czy jakoś tak) :)))
OdpowiedzUsuńA co do zdjęć ... no cóż ja mogę powiedzieć ... zdziwiłabym się gdyby było inaczej :) Chociaż właściwie jest inaczej , tym ostatnim zdjęciem mnie zaskoczyłeś, bo astronomicznych klimatów to chyba u Ciebie jeszcze nie widziałam :)
Niby tak, ale to powiedzenie nas chyba nie dotyczy, bo już od 4.00 wiemy, że raczej do czterech razy sztuka:))) Dzięki:) Księżyc, to ... Będę szczery. Zawsze po przyjeździe w teren robię kilka zdjęć próbnych i tym razem trafiło na satelitę:)))
UsuńWspaniałe zdjęcia. Niektóre z nim wyglądają normalnie jak z baśni. Cudo. :) Bardzo przyjemnie mi się czytało. Powodzenia . Oby żurawie doceniły. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, to zasługa Warmii, pogody i oczywiście jeleni:) PS. Mam nadzieję, choć coraz mniejszą:)
UsuńNo imponujące te pagóry, a portrety jeleni jeszcze bardziej. Życzę, żeby żurawie w tym roku "dopisały" :)). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Masz rację, co do pagórów i jeleni oczywiście też)) PS. Polecam Warmię i w razie czego podpowiem, gdzie warto zajrzeć:)
UsuńJakieś tam fotki??? Łrzesz Wojtku i to bardzo :))) Do dzisiaj pamiętam zgrzyt moich zębów gdy je oglądałem;) Mam nadzieję że w tym roku również uraczycie mnie fajnymi kadrami z rozlewiska. Trzy łanie z cielakiem na tle mgły , rewelacja.
OdpowiedzUsuńA ja mam nadzieję, że skorzystasz z budy, choć raczej z tej drugiej, którą dopiero postawimy, gdyż ta pierwsza ... szkoda gadać. PS. Dzięki:)
UsuńWiesz że bym chciał , ale wrzesień to u mnie jelenie, jelenie i jeszcze raz jelenie :)))
UsuńWiem, wiem my też czekamy, ale w przerwach ... :)))
UsuńWitaj, Wojtku.
OdpowiedzUsuńNa budowaniu czatowni się nie znam, to co się będę wymądrzać:)
Na tworzeniu zdjęć też - nie, ale trochę się powymądrzam;)
Te drzewa we mgle... Trochę J.B.C Corot. Trochę I. Szyszkin...
Nawet nie wiesz, jak można za takimi drzewami tęsknić.
Tu też jest pięknie, tylko... No, nie ma takich drzew...
Piąte od dołu przywodzi mi na myśl klimaty zimnego Romantyzmu, o C.K.Norwidzie myślę w takich barwach, a przedostatnie - atmosferę Młodej Polski, K.Irzykowskiego:)
Pozdrawiam:)
Myślę, że te drzewa byłyby niezwykle dumne z takiego porównania:) PS. Tu? Być może coś pokręciłem, ale myślałem, że mieszkasz na Suwalszczyźnie.
UsuńFotografujący miał być dumny:)
UsuńJestem nad Jeziorem Bodeńskim.
Pozdrawiam:)
W dniu, kiedy fotografujący zacznie być dumny, powinien sprzedać sprzęt i zająć się czymś innym:) PS. To chyba dobrze?
UsuńNiczego sobie ten księżyc
OdpowiedzUsuńTo Ty żyjesz?
UsuńŻyję i mam się dobrze, długo by opowiadać. Od września powinienem mieć nawet czas na prowadzenie bloga.
UsuńTo fajnie! W takim razie czekamy na wrzesień:)
UsuńByki jeszcze ze scypułem? Oj coś mi się wydaje, że rykowisko zacznie się w październiku :-) ps. Podziwiam wytrwałość w pogoni za żurawiami i budową czatowni :-)
OdpowiedzUsuńPołowicznie. W ubiegłym tygodniu gŁoś sfotografowała dwa byki na jednej łące i jeden był w scypule, a drugi już nie. Myślę, że wszystko będzie zależało od pogody. Jeżeli upały potrwają dłużej, to faktycznie może skończyć się na październiku. PS. O 3 nad ranem, sam siebie podziwiam:))))
UsuńZnaczy, że nie uczycie się na błędach czy po prostu jesteście konsekwentni?
OdpowiedzUsuńZdarzyło mi się pomylić podczas pilotowania męża. Mówię, że musimy zawrócić. A on "Powiedziałaś, że w tę stronę, więc jedziemy dalej". Taki konsekwentny!
PS.Dlaczego męski, koronkowy gorset jest niepraktyczny?
Zdecydowanie to drugie:)) PS. Zrobiłbym dokładnie to samo, co zapewne, acz niechętnie potwierdzi gŁoś:)) PS.2. Nie nosiłem, ale podejrzewam, że podchodzenie zwierzyny w czymś takim, może sprawiać pewne problemy:))
UsuńPewnie zależy jaka to zwierzyna. Z przyjemnością bym popatrzyła na paru mężczyzn. Łatwo byłoby mnie upolować, zwijałabym się że śmiechu ;)
UsuńTo przecież nie takie trudne! Wystarczy pojechać na jakikolwiek pokaz mody i tam będzie wszystko, a nie tylko jakieś nędzne gorseciki:))
UsuńMam dwie refleksje. Pierwsza to taka, że herb stanowczo za skromny. Srebrna trzcina w trzech strugach - co najmniej. Druga to taka, że nie sposób nie docenić trudu, jaki podjęli nasi czcigodni przodkowie budując pierwszy szałas. W kontekście takiego NY chociażby, droga, jaką przebyli graniczy wręcz z cudem. Pełna podziwu jestem. No i w sumie jesteście trendy, bo moda na paleo w jedzeniu, w budownictwie widać też. ;D
OdpowiedzUsuńO zdjęciach muszę wspomnieć - kojące są w swojej śliczności. Nieustająco lubię. :)
Pozdrawiam, Czajka
Witaj Czajko! Zastanawiałem się, co się z Tobą stało, ale widzę że wszystko w porządku:) PS. Bo ja skromny chłopak jestem, to i herb takowy zaplanowałem. Z drugiej jednak strony, co się będę ograniczał. Zatem krakowskim targiem: hektar trzcinowiska w wodospadzie:))) PS.2. Piszesz o wiekach, a ja będąc w 2003 w Petersburgu nie mogłem się nadziwić, jakim cudem to miasto ma zaledwie 300 lat?! PS.3. Dieta paleo zadziwia mnie swoją głu ... trudnością, gdyż niełatwo w tych czasach o porządny kawałek mamuciny:))
Usuń:)
UsuńPS. Nie, nie. Skromność skromnością, trzeba ją wrzucić w kącik, bo herb musi być szczegółowy - robi wtedy wrażenie, że coś się za nim kryje (nawet coś sensownego albo wzniosłego). Trzciny w trzcinowisku na deszczu to masa i przypadek. Ale jedna, na dodatek srebrna i w trzech - to musi Powód mieć i Przyczynę.
Ech, ja mam podejrzliwy stosunek do wszystkich diet raczej i to pomijając mamuty. Ludzie radośnie oczyszczają ryż, a potem się okazuje, że obcięli najbardziej istotny element. Albo że tłuszcz jest potrzebny do życia i cholesterol też. :)
Słusznie prawisz! I to zarówno w przypadku herbów, jak i diet:))
UsuńKolory na zdjęciach, mgła i oświetlenie - niebanalne. A "haluksy Peruna" to perełka, którą zamierzam wykorzystać.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Dziękuję w imieniu Warmii:) PS. Proszę uprzejmie:))
UsuńKto mi zjadł komentarz?
OdpowiedzUsuńGdyby to była praca domowa, odpowiedź była prosta, czyli pies. W przypadku komentarza już tak łatwo nie jest :)))
UsuńŚwietnie się czyta, jak pierwszy rozdział ciekawie zapowiadającej się książki;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia fantastyczne! Oprócz przystojnych modelek i modeli, sceneria też niesamowita. Zdjęcie ósme od góry to jest drzewko skąpane we mgle czy w deszczu?
Niestety, to już koniec:) Dziękuję i jak zawsze napiszę, że to zasługa przyrody, gdyż fotografujący tylko pstryka, tak jak w przypadku tego drzewka. To kompilacja mgły, światła i traw na pierwszym planie.
UsuńJestem pod ogromny wrażeniem, tylko tyle mogę napisać... Dużo mi brakuje, żeby takie zdjęcia potrafić robić. Wciąż się uczę.
OdpowiedzUsuńDziękuję, ja również cały czas się uczę i to jest w tym wszystkim najlepsze:)
UsuńNo i kolejny raz wizyta u Ciebie była prawdziwą ucztą dla moich oczu. Zdjęcia powalajace. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, ale przesadzasz:) Cała tajemnica polega na tym, żeby ... wstać przed świtem:)))
UsuńMoim zdaniem przeceniacie wartość czatowni. Ja bhm spróbował stanąć pośród żurawi i po prostu robić zdjęcia. Ptaki są inteligentne i na pewno przekombinują sobie że nie możecie być TYMI Gotkiewiczami od fotografii przyrodniczej, bo tamci budują czatownie, a skoro nie budujecie to nie jesteście - prosta ptasia logika. A skoro nie jesteście TYMI fotografami przyrody, to jaki jest sens przed Wami uciekać?
OdpowiedzUsuńI tym sposobem udając że nie udajecie udało by się Wam zrobić nader udane zdjęcia żurawii bez konieczności narażania się na pełzanie w rowie melioracyjnym.
:))))) Genialna metoda!! Namówię gŁosia, żeby przetestować ją na żubrach. Co prawda gabaryty modeli są nieco inne, czasem lubią pocwałować bez celu, ale co tam? PS. Ja oczywiście będę nadzorował całą operację z pobliskiego wzgórza i nie chodzi o to, że się boję, czy takie tam, tylko tak robili polscy królowie i, jak pokazuje historia, wyniki mieli :)))
UsuńZdjęcia przypomniały mi recenzję koncertu Sheaking Stevensa, cytuję dwa kawałki i zmiana marynarki Tak jakoś poukładałeś zdjęcia, ale zdjęcia piękne, podobnie jak klasycznie piękny przykład narzekactwa w stylu Biebrznięty
OdpowiedzUsuńNie znasz się! To starożytna sztuka komponowania bloga, poprzedzona tygodniem medytacji w jaskini kupionej na wyprzedaży w Praktikerze! PS. "Bez narzekania nie ma życia na stepie" - Michaił Jurjewicz Lermontow.
UsuńTo już wiem dlaczego się w środku nocy obudziłam.
OdpowiedzUsuńŻeby o tych czatowniach poczytać i zobaczyć ten kamień zawieszony w powietrzu.
No i o tym ochłapie nadziei się dowiedzieć.
A to zdjęcie nad tym wiszącym kamieniem to jak skombinowałeś?
To kiedy ta książka? Się pytam przecież :-))
:-)
Stokrotko, myślę że jednak korzystniej jest się wyspać:))) PS. W sklepach dla reżyserów kupuje się takie paliwko do robienia sztucznej mgły i podpala za krzakiem. Do tego reflektorek ze sklepu dla operatorów i gotowe:)) PS. A kto to może wiedzieć Pani Kierowniczko? :))
UsuńZ moich planów nie wyszło prawie nic. Nawet aparatu nie zabierałem ze sobą, żeby mi nie przeszkadzał. Chorowanie wiosenne spowodowało, że na nic czasu nie było, a dynie sadziłem w lipcu, razem z sianiem buraków. :)
OdpowiedzUsuńZa to miałem okazje zaobserwowanie mojego "szkudnego koziołka", jak sobie wyszedł na ściernisko w poszukiwaniu żerowiska. Bardzo się zdziwił, że pszeniczka zniknęła! Wyszedł sobie z zarośli, pospacerował, rozglądając się z niejakim zawodem i pomaszerował na następne pole, gdzie dojrzewał owies i jęczmień. Ciekawe gdzie pójdzie jak mu i to wykoszą? Pewnie znowu do mnie, tym razem na buraki?
Poszukiwałem przez kilka lat modliszki w trawie i nic z tego, nigdzie nie było. Wreszcie dałem sobie spokój. I tu niespodzianka, przyszła sama, do domu!!! :D :D :D
Ja tam jestem do tego przyzwyczajony. Fotografia przyrodnicza, to loteria gorsza od ruletki. Budujesz budę, ptaki znikają. Ptaki są, nie ma światła. Jest światło, są ptaki, a Ty musisz do pracy i tak dookoła Wojtek:))) PS. Widziałem post!
Usuń