Przeglądając rzeczy do wyrzucenia, znalazłem
swoje stare notatki przyrodnicze z czasów, gdy na Podlasiu praktycznie nie
znano jeszcze pisma, a na Warmii – Podlasia. Na okładce pierwszego zeszytu
(Poznańskie Zakłady Papiernicze, Cena detaliczna 61,- zł) widnieje zapis
1982.VIII.28-1984.VII.30, a na drugim (Wrocławskie Zakłady Wyrobów Papierowych,
Cena det. zł. 11,50) - 1984-XII-30 – 1988-XI-05.
Wzruszyłem się (choć nigdy nie byłem w tych
Zakładach) i zacząłem przerzucać, nie tak jeszcze pożółkłe, kartki.
Lata osiemdziesiąte, to były lata! Na
dekadę przed powołaniem Biebrzańskiego Parku Narodowego i na dwie przed
utworzeniem obszaru Natura 2000 „Dolina Biebrzy”, przyroda miała się dobrze, a
już na pewno lepiej, niż obecnie.
Ponieważ pisałem już o zmianach, jakie przez
ponad ćwierćwiecze zaszły w Dolinie, nie będę się powtarzać. Przytoczę w zamian, zapisaną w
notatkach, a zasłyszaną gdzieś nad Kanałem Rudzkim, opowieść o wielkim sumie,
która kiedyś rozpalała wyobraźnię miejscowych rybaków i kłusowników.
Pożądali go wszyscy, ale ponieważ bestia była silna, jak żubr, nie
dali jej rady, ani wędkami, ani sieciami, ani ościeniami. Próbowali nawet użyć,
pozyskanego z osowieckiego poligonu, trotylu ale zapomnieli obciążyć, wykonaną
domowym sposobem, bombę, która eksplodowała na powierzchni wody, sumowi krzywdy
nie czyniąc.
Pływało więc sobie sumisko w kanale, drwiąc z
poczynań, coraz bardziej zrezygnowanych, ludzi. Przestało nawet kryć się po
jamach, co to je woda wypłukała w burtach i w biały dzień pojawiało się
pod mostem, by ze złośliwym uśmiechem, przypatrywać się, licznie zgromadzonej,
gawiedzi. I żyłby zapewne ten, sum nad sumy, do dziś gdyby nie pewien śmiałek ze
wsi, której już dziś, nawet na mapach nie znajdziecie.
Przychodził ów młodzian codziennie nad kanał i
obserwował, jak w płytkiej wodzie przesuwa się cielsko przeogromne. Patrzył i patrzył i nagle
wpadł na pomysł genialny, jak potwora uśmiercić. Przyczaił się, któregoś popołudnia, na
moście i gdy ryba znalazła się tuż pod nim – skoczył. Ścisnął suma nogami, jak ułan
konia, a rękami chwycił z całej siły za - długie na metr - wąsiska. Szarpnął
się sum straszliwie i ruszył do przodu, żeby natrętnego jeźdźca
zrzucić. Ten jednak trzymał się uparcie i umiejętnie pociągając za wąsy,
skierował potwora w stronę brzegu. A że prędkość uzyskali olbrzymią, ryba
uderzywszy z całej siły w podwodne korzenie wierzby, kark sobie połamała.
Dziesięciu ludzi trzeba było, żeby bestię z
wody wyciągnąć. Mięsa na niej było tyle, że cała wieś przez tydzień nic innego
nie jadła. Kiedy zaś brzuch jej rozpruli, znaleźli w nim dwie kaczki, bobra i kotwicę
od łodzi.
I takie to właśnie historie działy się w
Dolinie. Dziś w kanale woda nie jest już taka przejrzysta, o sumach-potworach nikt nie opowiada, a wszyscy śmiałkowie dawno wyjechali za chlebem.
opowieści z cyklu "kto uwierzy ten łoś!" i zapewne dlatego ta galeria. Ale ja rozczytywałem się pasjami w tego typu historiach, uwielbiam je bez względu na stopień nieprawdopodobieństwa. Szczytem były Przygody Barona Munchausena :))
OdpowiedzUsuńWszystko to najprawdziwsza prawda! Ten, co mi opowiadał klął się na wszystkie świętości, że tak było!
Usuńtak, taaak, ja wiem, Baron np. gdy ugrzązł z koniem w bagiennym błocie postanowił ścisnąć konia mocno kolanami i wyciągnąć siebie i jego ... ciągnąc się za włosy! I zrobił to!!!
UsuńWiem! Widziałem film i tam wszystko było dokładnie pokazane!
Usuńno to sam widziałeś! tak było, tak było ... :)
UsuńOczywiście. Z faktami się nie dyskutuje!
UsuńMoje notatki bezpieczne w szufladzie, ale nie w zeszytach a na jakiś przygodnych karteluszkach (niechlujstwo), nawet się boją przeglądać, bo jak zmieszam, to już tego nie poukładam.
OdpowiedzUsuńLegendy ludowe jak zawsze natchnione prawdą lecz ubarwione, dziś to świetne pole dla etnografów i ... krajoznawców.
Każda metoda zachowywania historii jest dobra, pod warunkiem, że nie giną zapiski. Ja niestety zgubiłem dwa notesy i nie mogę tego przeboleć. Nie wiem, może zacznę je prowadzić w dziesięciu egzemplarzach:)
UsuńJakimś rozwiązaniem jest wrzucanie na chmurę w necie - jak tam zginą to razem z całą naszą cywilizacją a wtedy myślę że już nie będzie nam ich żal ;-)
UsuńJakoś nie mam zaufania do takich wynalazków i wybieram metody bardziej tradycyjne:)
UsuńWojtek piękny byk wam trafił,naprawdę ładna sztuka,macie wy szczęście do nich jak mało kto.Mi już od dawna marzy się taki model :) Sumiasta opowieść fajna ,zapomniałeś dopisać że jak tego suma wyciągnęli na brzeg to poziom w kanale i okolicznych wodach spadł o metr :)))
OdpowiedzUsuńMieliśmy szczęście. W tym miejscu prawie nigdy niczego nie było. Poczekaj do zimy, znajdziesz i Ty swojego. PS. O 2 metry!
UsuńAleż historia! Dziel się takimi z nami częściej Teodorze. Toż Grimmowie mogliby taką też przedstawić. I jeszcze te piękne byczki łosie. Np. byczek-12 taki zalotny. Cud proszę Pana
OdpowiedzUsuńNiestety nie ma ich zbyte wiele, a te które są, najczęściej nie nadają się do publicznych mediów:) Dziękuję za byczki. Przekażę im w grudniu pozdrowienia od Ciebie:)
UsuńEee tam, jak zwykle postanowiłeś że poudajesz skromnisia. Niech Ci będzie.
UsuńNo dobrze. Niedługo kolejna PRAWDZIWA opowieść:)
UsuńŚwietna opowieść Wojciechu i jeszcze lepsze zdjęcia łosia :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki Marcinie:)
UsuńAleż wspaniałe okazy! Co prawda bez wąsów i płetw, ale i tak należy się podziw :). Łosiu z pierwszego zdjęcia najwyraźniej pierwszy raz słyszał historię o sumie gigancie, po minie widać pytanie "hę?". A ostatni mówi "tak było...". Pozdrawiam Kasia z Olsztyna.
OdpowiedzUsuńBo to chyba ogólnie znana, nadbiebrzańska opowieść. A że łosie są stamtąd, to i też pewnie ją słyszały:)
UsuńByk pośród brzeziny extra. Piękne ciepłe barwy. Pozdrawiam. Igor
OdpowiedzUsuńDzięki Igor, trochę się nam poszczęściło.
UsuńUwielbiam takie opowieści, jest w nich tęsknota za czymś pięknym, co niby dawno przeminęło, ale, że się o tym pamięta, to wciąż żyje. Przez to opowiadanie portrety łosia wydają się jeszcze piękniejsze niż zwykle.
OdpowiedzUsuńPS
Byłam przekonana, że w brzuchu suma był też łoś, napewno go tam nie było?
Ja również. Szkoda, że coraz rzadziej się je słyszy. PS. Nie było. Sumy nie trawią porożą:)
Usuń