O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

środa, 27 stycznia 2016

Trochę inne widoczki.




Pogoda za oknem osiągnęła już chyba dno swoich możliwości. Ani to zima, ani przedwiośnie, ani jakakolwiek inna, znana mi pora roku. Szczytem był już dzisiejszy poranek, który - jestem przekonany - swym urokiem uszczuplił krajową populację o niejednego meteopatę. Wiem, co piszę, gdyż sam podczas wchłaniania porannej kawy, przyłapałem się na, podejrzanie intensywnej, kontemplacji kuchennej instalacji gazowej.
Z tego też powodu postanowiłem pokazać nieco inne zdjęcia, wyszperane podczas rutynowej kontroli smętnych resztek pamięci na dyskach. Proszę się nie obawiać, to tylko jednorazowy wyskok. Więcej tego typu zdjęć nie pokażę, choć z drugiej strony, część z nich tematycznie (np. fotografia flamingów) nawiązuje do drugiego członu nazwy tego bloga, czyli fotografii - było, nie było - przyrodniczej.
Poniższe fotki zrobiłem w 2011 roku w Wenezueli. Część z nich (to te bardziej dżunglowe) przedstawia Park Narodowy Canaima. Pozostałe (te cukierkowate), to widoczki z Morza Karaibskiego.
PS. Niektórzy z Was pewnie znają te zdjęcia z praczasów mojego FB. Z jakiegoś jednak powodu część z nich wyparowała, a nie chcę umieszczać ich tam powtórnie.
PS.2. Gdyby ktoś planował wyjazd do Wenezueli (lub do innego kraju w tym regionie) - proszę o kontakt. Znam osoby, która wiedzą wszystko o tym kraju i dzięki którym, mój wyjazd, był jedną z najbardziej udanych podróży w moim życiu.

Laguna Canaima. To zdjęcie równie dobrze mogłem sobie ściągnąć z internetu, gdyż te trzy palmy, to trochę taki canaimski odpowiednik misia z Krupówek.


Prawie wszystkie druty w Wenezueli pokryte są tym czymś. Może ktoś wie, jak to się nazywa, gdyż nigdzie nie znalazłem nazwy tej rośliny (o ile rzeczywiście jest to roślina).



Wodospad Sapo w lagunie Canaima. Główna atrakcja tego miejsca, to możliwość przejścia między skałą, a ścianą wody (pamiętacie film "Ostatni Mohikanin"?). Niestety ze względu na panujące tam warunki nie udało mi się zrobić żadnego zdjęcia. Tzn. zdjęcia zrobiłem (pożyczonym aparatem), ale jedynym efektem była konieczność zwrotu pieniędzy za zniszczony sprzęt.



Droga powiatowa, gdzieś w Andach.


Fregata. Samce tego gatunku wyróżniają się (doskonale widocznym na fotografii) czerwonym workiem gardłowym.



Sępniki czarne i pelikan brunatny.


Trochę, jak z Bolka i Lolka, czyli Orinoko.

Morze Karaibskie. Na tego typu wysepki można dostać się tylko wynajętą (lub w przypadku niedziada - własną) łódką.  Lokalny armator zabiera chętnych rano i odbiera (zazwyczaj) z powrotem o umówionej uprzednio porze. Na niektórych z tych wysepek działają mikrojadłodajnie i inne przybytki umilające pobyt. Działa też maleńka muszka, która, od czasu do czasu, dzieli się dengą - chorobą będącą połączeniem grypy i odry. Nie należy się jednak obawiać. Prawdopodobieństwo zachorowania jest takie samo, jak przejęcie boreliozy od naszych poczciwych, krajowych kleszczy, czyli raczej niewielkie. 

 
Mangrowiec. Świetne miejsce do podpatrywania ryb. Jedynym mankamentem jest spotkanie z aguamala ("zła woda"), czyli meduzą z gatunku wrednych. Jej dotyk co prawda nie boli, ale zostawia rozległą, paskudnie wyglądającą, brązową plamę w miejscu zetknięcia. Tak naprawdę, nie jest to żaden problem, gdyż plama znika samoistnie, a taki epizod można wykorzystać po powrocie, opowiadając znajomym, wyssane z palca, historie o bohaterskiej walce z wodnym potworem.


Ginąca fauna Wenezueli z Chin.

Rzeka Carrao i "nasza" łódka. Choć w umowie był spływ (co prawda w górę rzeki), to w międzyczasie okazało się, że będzie to jednak spływomarsz (i bardzo fajnie!) z uwagi na niski poziom wody na niektórych odcinkach rzeki.

Ryba papuzia parku narodowego. Przysięgam, że nie wiem skąd się wzięła na tej plaży. Na 100% nie została skłusowana, a już na 110% nie kuszą.

Tzw. słupek, czyli lokalny postój taksówek



Carrao. Mniej więcej w tym miejscu utopiłem swoją jedyną zapalniczkę. Wydawać by się mogło, że to żaden problem, a jednak. W Wenezueli prawie nikt nie pali papierosów, więc miejscowi nie posiadają tzw. ognia. Z tego powodu, aż do późnego wieczora jedyna myśl, która zaprzątała mój umysł to - "czy w dżungli czasami zdarzają się pożary"?



To cała (przysięgam!) podaż papierosów i tytoniu do żucia na jednym z typowych bazarów. Kupiłem cały ten towar w związku z czym, lokalni Mariachi mają w swoich repertuarach pieśń o białym przybyszu, który pojawił się znikąd, uwolnił miejscowych od parszywego nałogu i zniknął. Podobno na pamiątkę tego wydarzenia, co druga dziewczynka w tym regionie, ma na imię Gotkiewicz.
 

Tepuy, czyli takie nasze Góry Stołowe.




Na zdjęciu powyżej i na tych dwóch poniżej - wodospady (w sumie cztery: Hacha, Wadaima, Golondrina i Ucaima) w lagunie Canaima.



Palenie pozostałości trzciny cukrowej. W 100% legalne.




22 komentarze:

  1. No, ładnie w tej Wenezueli bezsprzecznie! Wyrażę tylko nieśmiałą wątpliwość, co do "przyrodniczości" zdjęcia flamingów... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż tylko te dały się podejść na tyle blisko, że można było zrobić fotkę:) Niestety większość gatunków była całkowicie poza moim zasięgiem, a właściwie posiadanego przeze mnie kompakcika:)

      Usuń
  2. Wojtek, Bagienny, a słyszałem też jakiś gŁoś, że i Bolek :))) jak zwał tak zwał, ale jak będę robił katalog dla producenta zabawek ogrodowych, to zlecam Ci sesję fotograficzną ;)
    A poważnie rzecz traktując, to bardzo fajne foty, świetna wyprawa i dla nas odrobina oddechu od niezwykle niecudnych okoliczności przyrody. Ta fota z tą świecą dymną od palonej trzciny - ciekawa, choć dokumentująca rzecz wielce nieciekawą. Ty nałogu!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorę! A co do trzciny, to nie mają innego pomysłu, jak palić. A że palą od wieków, to i środowisko zdążyło się przyzwyczaić:)

      Usuń
  3. Ależ tam musi być ciepło...! Aj, przydałby się taki wypad w środku stycznia, żeby naładować akumulatory. Chociaż z drogiej strony - im więcej widzę zdjęć z ciepłych krajów, tym bardziej doceniam fakt, ze mieszkam w Polsce. U nas też jest niesamowite piękno, ale najczęściej ukryte i tylko dla wybranych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w 100%. Byłem tam w styczniu i było fajnie, ale nie skorzystałem już więcej z propozycji takich wjazdów. Dokładnie z, podanych przez Ciebie, powodów.

      Usuń
  4. Piękne widoki :) Ja też chcę tam pojechać! Tylko mam absolutną samolotofobie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz kłopot:) 2 godziny do Frankfurtu + 11 godzin do Caracas. Długo, nawet dla kogoś, kto nie ma takiej fobii:)

      Usuń
  5. Widoki piękne, wodospady cudo i progi rzeczne też, chociaż po epizodzie kajakowym z młodości, kiedy przepłynęłam jedynką Poprad i Dunajec skacząc jazy i kiedy trochę później przyszła świadomość na co się odważyłam, do tej pory nawet na widok tak niewielkich progów dostaje gęsiej skórki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te progi nie były takie małe, zwłaszcza w górze rzeki. Faktem jest jednak, że ja podróżowałem pod opieką doświadczonych przewoźników, więc nawet nie śmiem porównywać się do jedynki na Dunajcu, zwłaszcza że widziałem co ta rzeka potrafi:)

      Usuń
  6. Powiem Ci Wojciechu, że czerwony worek gardłowy fregaty po prostu powala swym pięknem. Natomiast zwykle wydawało mi się że miejscowi nazywają swoje dzieci nazwiskiem Przybysza zwykle z całkiem innego powodu niż ubytki w zasobach wyrobów tytoniowych:). A papuzią rybę (z Twojego starożytnego FB - Jana Nowaka???) mam gdzieś na tapecie monitora w pracy z powodu radosnych barw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ci akurat nadali. I co im zrobisz? A, co do papuziej, to Panu Jankowi jest bardzo miło:)

      Usuń
  7. Widoki cudowne,wodospady piękne,roslinność inna,miło popatrzeć na te zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, ale i tak nic nie zastąpi wiosennych, biebrzańskich rozlewisk:)

      Usuń
  8. Świetny opis i bardzo interesujące miejsce 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Marcin. To faktycznie interesujące miejsce, ale jak napisałem, trochę wyżej, i tak nie mogę doczekać się naszej wiosny:)

      Usuń
  9. Jak dla mnie OK.
    Nie żebym kochał klimaty tropikalno wenezuelskie ale na twoich zdjęciach są one takie bliższe Halikowi niż folderom biura podróży (przez grzeczność zmilczę nazwę).

    W czasie rejsu łódką po rzece odpalił bym od tłumika na silniku... a na lądzie lub łódce gdyby mi się chciało to rozkręcił bym obiektyw i odpalił od słoneczka... (sprawdzone działa, sam nie raz tak odpalałem)

    Bolek i Lolek na Orinoko - rany wspomnienia ożyły... marzy mi się trekking w Andach a potem powrót łodziom do cywilizacji.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki, to duuży komplement:) Widzę, że w podpalaniu papierosów na różne sposoby, niewielu może z Tobą konkurować. Problem był tylko w tym, że silnikiem rządzili niepalący Indianie, słońce w środku dżungli, to rzadki gość, a ja miałem kompakt z nieodkręcalnym obiektywem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozostaje numer z bateryjką, ale to je zazwyczaj wykańcza, więc jak się nie ma zapasu, to nie polecam.

      Usuń
    2. Chyba skorzystam z patentu nr 33,czyli rzucę w cholerę to dziadostwo. gŁoś nie pali już dwa tygodnie i jeszcze mnie nie zabiła w afekcie, czyli chyba się da:)

      Usuń
  11. Piękne widoki! A ryba jest niesamowita!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne, ale to jednak nie moja bajka:) A ryba była również smaczna. Nas urzeka kolorami, ale dla nich, to taka płotka.

      Usuń