Prawie cały, wczorajszy dzień spędziliśmy w
prawie puszczy (Napiwodzko-Ramuckiej, poza obszarami chronionymi - gwoli ścisłości). Dlaczego w prawie puszczy?
Żeby to wyjaśnić, muszę cofnąć się do praczasów, czyli nastolęctwa. Proszę się
nie obawiać. To jeszcze nie początki mojej demencji starczej, przejawiającej
się snuciem opowieści o tym, że przed Stanem Wojennym, to - Panie Dzieju - były
takie zimy, że wilki zamarzały w powietrzu, sekundę przed tym, zanim zacisnęły
szczęki na smakowitym, kobylim zadzie! Nie, tego tu nie znajdziecie, choć
pewnie i na to przyjdzie czas.
W opisywanym okresie, mój Ojciec zajmował się
m.in. inwentaryzacją torfowisk Polski wschodniej i pewnego dnia, zaproponował
mi, żebym pojechał z nim do Puszczy Augustowskiej. I tu zaczął się problem.
Jako mieszkaniec zadupia, z braku laku, dosyć wcześnie zainteresowałem się
książkami i przyrodą. Wynikało to z faktu, że w mojej miejscowości, można było
zostać, albo naukowcem, albo piłkarzem B-klasy, albo seksowną dojarką, albo
przyrodnikiem-amatorem. Na naukowca byłem za młody i za głupi, na piłkarza
miałem za słabe piszczele, na - epatującą zootechnicznym seksapilem - dojarkę …
nic nie miałem, więc - chcąc nie chcąc - zostałem tym ostatnim. Co prawda, nie
tak do końca, gdyż w planach miałem jeszcze zostanie Indianinem, a to
za sprawą m.in. Szklarskiego i - chyba przede wszystkim - Cooper`a i jego
Pięcioksię(ą?)gu przygód Sokolego Oka.
Przyrodnik, czy Indianin, nieważne. W obu
tych przypadkach, propozycja wyjazdu do PUSZCZY była czymś fantastycznym.
Oczami wyobraźni widziałem się już w nieprzebytych, pełnych zwierza, ostępach,
takich samych, jakie przemierzał Nathaniel „Natty” Bumppy, czyli wspomniany
Sokole Oko. I tu dochodzimy do sedna całej tej historii. Po
przyjeździe na miejsce okazało się bowiem, że literatura to jedno, a rzeczywistość, to drugie, albo i siedemnaste.
Do dziś pamiętam swoje rozczarowanie, gdy wymarzona puszcza, okazała się być
po prostu lasem. Nawet fajnym, ale tylko i wyłącznie lasem.
Ta historia przypomniała mi się podczas
wczorajszej łazęgi po, wspomnianym na wstępie, obszarze. Oczywiście nie jestem
głupi i zdaję sobie sprawę z faktu, że powieściowych plenerów już od dawna nie
ma. Nawet nasza duma narodowa, czyli Puszcza Białowieska zachowała swój pierwotny
charakter jedynie w niewielkiej części, objętej ochroną ścisłą. Cała jej reszta, jak i pozostałe
tzw. „puszcze”, to zwykłe lasy gospodarcze z pozostałościami, większych lub
mniejszych, naturalnych enklaw i raczej nie zmieni tego żadne, romantyczne nazewnictwo.
W puszczach raczej nie ma dziesiątków dróg i, przecinających się pod kątem
prostym, linii oddziałowych. Nie ma zaoranych i ogrodzonych siatką poletek, setek ambon myśliwskich, ani wszechobecnych śmieci. Nazywanie tego puszczą to tak, jakby fragmenty
ceglanej ściany z pozostałością wieży, nazywać zamkiem krzyżackim, a tegoroczne,
letnie łąki w Dolinie Biebrzy – moczarami.
Puszcz już nie ma, ale na szczęście pozostały zwierzaki. I
choć las nie poraża jeszcze dźwiękami, bezwzględnie wybierzcie się do niego w
najbliższy weekend!
http://yowpyowp.blogspot.com/2014/03/yogi-beartouch-and-go-go-go.html
Przedostatnie najlepsze.
OdpowiedzUsuńI najsmutniejsze!
UsuńŚwietne foty! Niedziela była rzeczywiście cudowna. Tzn. wolałbym zimę, ale bierze się co dają ;)
OdpowiedzUsuńDzięki. Co do zimy, to ja nie narzekam. Zdecydowanie wolę przedwiośnie. Dzień się wydłuża, znika chlapa, ptaki wracają ...
Usuńja rozumiem, ale ta pora to jeszcze nie jest przedwiośnie ... ma być ZIMA kiedy jest zima i przedwiośnie, kiedy ma być przedwiośnie.
UsuńKiedy przylatują żurawie, czajki, szpaki, zbożowe, białoczelne i kupa innych ptaków? W lutym! I dlatego, dla mnie luty był, jest i będzie PRZEDWIOŚNIEM!
Usuńfakt, że to już tylko lasy ale torfowiska w augustowskiej - bajka :)
OdpowiedzUsuńTego właśnie kompletnie nie pamiętam. Pewnie dlatego, że torfowiska to ja miałem pod domem, a puszczy, czy fajnego lasu - nie. Nic jednak straconego. W tym roku planujemy objazd Suwalszczyzny, więc zajrzymy i w Augustowskie:)
UsuńDobrze, że chociaż te enklawy są. W podstawówce byłam na obowiązkowym OHP w Puszczy Boreckiej, pieliliśmy szkółki. Leśniczy był poetą i może dlatego w nagrodę za pracę pokazywał nam najstarsze części puszczy. Były bajkowe. :)) Łańki piękne, bardzo puszczańskie.
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Te enklawy powodują, że w ogóle chodzimy do lasu. Inaczej przypominałoby to spacer po kartoflisku z nieco wyższymi łętami:) Nie znam Puszczy Boreckiej. Każdego roku obiecuję sobie, że wreszcie poznamy trochę północno-wschodniego świata i zawsze coś staje na przeszkodzie i najczęściej jest to brak czasu:) Ale kto wie, może w tego lata wreszcie się uda?
UsuńBardzo piękne zdjęcia. Tylko zastanawiam się, dlaczego zdjęcia owych łań robione są zwykle na skrzyżowaniu dróg leśnych (również u Luda Leśnego)? Łatwiej technicznie, lepszy widok na zwierza bez drzew, czy kopytne mają regularne zbiórki (obrady kopytnego parlamentu) na owych skrzyżowaniach, które od teraz znane będą jako sala obrad plenarnych (SOP)?
OdpowiedzUsuńmuszę tu stanąć w swojej obronie. Mam bez liku zdjęć "wew śirodku" lasu, jednak faktem jest, że najłatwiej jest je focić na drogach. Po pierwsze idzie się po nich najciszej, po drugie najłatwiej, po trzecie jest tam zawsze odrobina światła więcej. Światło w lesie jest reglamentowane i to dlatego najczęściej robimy zdjęcia we wszelkich prześwitach. :)
Usuńp.s. Bagienny - Ci się qrna Puszcza nie podoba, to nie łaź! ;)
A dziękuję. Wyjaśnienie mrocznej tajemnicy skrzyżowań - powyżej:) PS. Las, las mi się podoba! W puszczy nigdy nie byłem, bo w średniowieczu miałem za mało lat i Pani Matka zabraniała mi wychodzić poza grodzisko.
UsuńRaczej świetlistej tajemnicy skrzyżowań wyjaśnienie.
UsuńLeśny Ludzie - przeciez ogladam Twoje zdjęcia i wiem, że masz mnóstwo we środku! Bardziej zainteresowały mnie zwyczaje jelenie związane z łażeniem po drogach leśnych
UsuńKrakowskim targiem - "tajemniczej tajemnicy tajemniczych skrzyżowań". A tak już całkiem poważnie, to zwierzęta (widać to zwłaszcza po nocy) chętnie wykorzystują ludzkie szlaki. I trudno im się dziwić. Po diabła mają się szargać po krzakach, jak obok leci elegancka dwukoleinówka?
Usuń"elegancka dwukoleinóka" - doskonałe. Od dziś tak się nazywa droga do mojej chałupy
UsuńJeżeli mogę coś zasugerować, to myślę, że "elegancka dwukoleinówka im. W. Gotkiewicza" brzmiałoby zdecydowanie lepiej!
UsuńDobra, niech Ci będzie im. W. Gotkiewicza, choć jeszcze lepsza mogłaby być elegancka dwukoleinówka Teodora.
UsuńI niech tak się stanie!
UsuńŁanie wyglądają wiosennie w tej prawie puszczy. Muszę i ja wyruszyć w ostępy! ;-)
OdpowiedzUsuńPrzedostatnie najlepsze - potwierdzam ;-)
Zachęcam, zwłaszcza w słoneczny dzień. Jest super:) A zdjęcie, jak już napisałem wyżej, jest wyjątkowo smutne.
UsuńPiękne spotkania mieliście na tym wypadzie. Najbliższe wolne dzięki tym zdjęciom spędzę w lesie,mimo że nie jest to opisywana przez Ciebie puszcza.
OdpowiedzUsuńTo była w ogóle fajna niedziela. Co prawda łańki (i lisa) dorwaliśmy dopiero pod sam koniec wycieczki, ale było warto. Człowiek się dotlenił:), nachodził, pozwiedzał nowe okolice itd. PS. Nie opisywałem puszczy, tylko LAS!
UsuńAha LAS 😉
UsuńLas, las!!
UsuńJa nie wiem jak Wy fotografujecie te jelenie, u mnie to bardzo trudny temat. Niesamowite zdjęcia, gratuluje i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki Marcin. To generalnie jest bardzo proste, przynajmniej na Warmii (ale również na Pomorzu). Po prostu łazimy po leśnych drogach i liniach oddziałowych i od czasu do czasu na coś trafiamy. Jak masz dobry wiatr i teleobiektyw, to nie ma siły, musi Ci się udać. Spróbuj i sam się przekonasz. Trzymam kciuki! PS. Akurat my z gŁosiem dosyć rzadko zaglądamy do lasu. Głównie wtedy, jak już nie ma co do bloga włożyć:)
UsuńW sumie do jakieś puszczy napijwódzkiej to sam bym się kopsnął ;-)
OdpowiedzUsuńA treszta to tylko kwestia wyobraźni, pamiętam jak na stódniówce z kumplem siedzieliśmy na oknie i zastanawiali z której strony szkoły jesteśmy, bo ona w środku miasta a my las widzimy... A to pewnie zew natury był... ;-)
Bardziej serio, to wczoraj byłem na obchodzie cmentaży z I WŚ i lasy są tak przetrzebione że z jednego końca drugi widać... cholera mnie bierze.
Marzy mi się syberiada po Tajdze, ale to już poważna wyprawa.
Takich puszcz, to akurat u nas nie brakuje, sądząc po pozostałościach znajdowanych pod, co drugim, krzakiem:) Syberiada jest prosta, jak masz ... pieniądze. Dwa tygodnie pobytu = 1 teleobiektyw niezłej klasy:) PS. To Ty pamiętasz, co się działo na studniówce?!
UsuńWszystko jest proste jak masz pieniądze, ale z syberiadą to głównie kwestia dojazdu. pociągiem powinno styknąć około jednego tysiąca (kiedyś sprawdzałem) ale to tydzień tułaczki w jedną stronę i trzy przesiadki... W sumie fajna wyprawa.
UsuńWiem, wiem, trochę już żyję na tym świecie:) Z pociągiem jest ten kłopot (kilka lat temu jechał nim mój kumpel), że jest fajnie, ale przez pierwsze trzy dni (a czeka Cię jeszcze powrót). Czwartego nie możesz już pić, a nie pić w rosyjskim pociągu się nie da. Coś wiem na ten temat z racji na kilka konferencji na Białorusi. Kolejny kłopot to sam pobyt. Dla tamtejszych jesteś z Europy czyli masz pieniądze (nawet jak ich nie masz), a oni mają potrzebę zarobku. Sam w tajgę nie pójdziesz, bo zginiesz, więc musisz się dogadać, a to kosztuje itd. itd. Szkoda, bo to jedyny kierunek wyjazdowy, który mnie naprawdę interesuje. Chyba jednak zacznę grać w gry losowe:)
UsuńZaprzeczyć się nie da, zwłaszcza picie i oczekiwania miejscowych (znam z Ukrainy, "ty Paljak, u tjebja hrywny kanieszno!!!"
UsuńZ drugiej strony tak ze dwadzieścia lat temu byłem na trekkingu na Ukrainie, przeszliśmy praktycznie całe ukraińskie "Bieszczady" - ale za przewodników mieliśmy dwóch studentów miejscowych uczących się w Krakowie. Wyszły nas groszowe sprawy, za dwutygodniową przygodę a'la Grylls ;-).
Dwadzieścia lat temu, to byliśmy młodzi i ładni, a na Ukrainie był przyjazny człowiekowi system polityczno-gospodarczy:) Myślę, że teraz to się wszystko pozmieniało. Jeden z rosyjskich fotografów-blogerów organizuje fotowyprawy na Kamczatkę. Koszt, to około 5 tys. zł. Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby nie trzeba było doliczyć do tego dojazdu, osobistych wydatków i napojów (to ostatnie było wyraźnie zaakcentowane). Czyli, pomijając nieistotny kosz biletów lotniczych w obie strony, jest DROGO (wycieczka dwutygodniowa!).
UsuńDrogi o których piszesz rzeczywiście nie mają wiele wspólnego z archetypem dzikiej i niedostępnej puszczy. Paradoksem jest jednak to, że Twoje najlepsze zdjęcia zwierząt z tego postu są robione na drogach śródleśnych. Pozdrawiam Igor
OdpowiedzUsuńIgor, tu nie ma żadnego paradoksu! Napisałem przecież, że NIE BYŁEM w puszczy, tylko w lesie, a w lasach dróg nie brakuje:)
OdpowiedzUsuńSmutne, że puszcz już nie ma :( Ale i tak w Polsce jest dużo nawet takich zwykłych lasów. Zdjęcia są genialne i nie umiem wybrać najładniejszego :) Nie, chyba jednak ostatnie zdecydowanie wygrało :P :D
OdpowiedzUsuńSmutne, ale nic na to nie poradzimy. Na szczęście mazurskie lasy, to trochę taka namiastka pradawnych kompleksów leśnych. Ale co tam puszcze. Najważniejsze, że wreszcie ktoś docenił najważniejsze zdjęcie z tego postu!
UsuńKwestia czy nasze leśnictwo powinno mieć kompleksy, ale chyba nie, skoro tylu czytelników najsmutniejsze zdjęcie uznało za najlepsze, hm.
UsuńA jeśli chodzi o to ostatnie to pistacjowe dodatki, kołduny i pośpiech wyszły z mody w latach 90., może dawaj coś na czasie? ;)
I to jest właśnie tzw. paradoks Lasów Państwowych. Manie kompleksów, nie wyklucza jednoczesnego niemania ich! A jeśli chodzi o to ostatnie, to może i tak jest w Warszawie. W stolicach światowej mody - Paryżu, Mediolanie i w Elblągu, pistacja, kołduny i pośpiech, wracają w wielkim stylu. Jak dobrze pójdzie, to za kilka lat ten trąd dotrze i do Was.
UsuńFajne foty.
OdpowiedzUsuńDzięki.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńp.s. misia Yogi szukałam bezskutecznie w Yellowstone ;)
Dzięki:) Szkoda, bo to fajny miś!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie ma już puszcz. Piękne jednak zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń