Widoczne poniżej dziki, to jeden z tych gatunków,
które najczęściej obwiniamy o poważne szkody gospodarcze.
Jak twierdzi GUS, w sezonie 2014/2015 Polski Związek
Łowiecki wypłacił rolnikom odszkodowania w kwocie ponad 62 mln zł. Dotyczyło to
jednak tylko zwierząt łownych (czyli zwierzyny). Do tego trzeba doliczyć straty
spowodowane przez zwierzaki, na które się w Polsce nie poluje, czyli bobry,
wilki, żubry, rysie i misie. Te do spółki wygenerowały straty na ponad 16 mln
zł. Sama tylko Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Olsztynie w 2015 r. otrzymała
1037 wniosków o odszkodowania za szkody wyrządzone przez bobry, 54 – wilki oraz
1 wniosek dotyczący żubra. Całość kosztowała Skarb Państwa 3,9 mln zł.
Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze migrujące gęsi, żurawie, kruki,
kormorany i czaple, ale za nie nikt nie płaci (podobno ma się to zmienić), więc
trudno oszacować, ile nas kosztują.
Ciekaw też jestem co będzie, gdy w Polsce umocnią się
nasze najnowsze nabytki, czyli szop pracz i szakal złocisty. Na razie nie ma sygnałów
o ich zbrodniczej działalności, ale wydaje się, że jest to tylko kwestia czasu.
Na Węgrzech, gdzie populacja szakala jest wyjątkowo stabilna, stworzenia te zabijają
rocznie około 10 tysięcy jagniąt (jedną trzecią wszystkich!) o wartości 200 mln
forintów, czyli 2,8 mln złotych.
To wszystko to jednak pikuś, przy tym, co dzieje się w
Anglii. Jak wyczytałem w Łowcu Polskim
w połowie maja br. w hrabstwie Kent doszło do sześciu poważnych wypadków samochodowych,
spowodowanych uszkodzeniem przewodów hamulcowych. Przeprowadzone śledztwo wykazało,
że nie stała za tym mafia, ani żadna tego typu instytucja. Sprawcami wypadków
były bowiem … młode lisy. Okazało się, że te urwipołcie podczas zabawy lubią
sobie poogryzać to i owo i los chciał, że w tym przypadku owym owym okazały się
właśnie przewody hamulcowe.
Teraz trochę policzmy. Szkody wyrządzone przez nasze
zwierzaki w 2015 r. kosztowały blisko 80 mln zł. Z uwagi na to, że - jak
wspomniałem - nie wliczamy w to ptactwa, dołóżmy jeszcze 20 mln, czyli
ostatecznie wychodzi 100 mln złotych w skali całego roku, czyli dużo. Wracamy
znowu do UK. Sześć aut, czyli w porównaniu z polską katastrofą gospodarczą – margines. Tak jednak
byłoby, gdyby zniszczeniu uległo sześć dwudziestoletnich Golfów po 3 tys. zł sztuka, wartych w sumie śmieszne 18 tysięcy. Hrabstwo Kent, to jednak nie hrabstwo Ostrołęka. Po
pierwsze wspomniane wypadki mogą się mnożyć, gdyż potencjalnych przegryzaczy
przewodów żyje w miastach Wielkiej Brytanii tak dużo, że jakiś czas temu
przestano je liczyć (podobno w samym tylko Londynie bytuje około 10 tys. lisów).
Po drugie, raczej trudno uwierzyć, że po angielskich drogach masowo
przemieszczają się auta z 1986 roku (oczywiście pomijając zloty właścicieli pojazdów
zabytkowych). To teraz policzmy raz jeszcze, zostając przy sześciu lisach, ale
tym razem biorąc pod uwagę samochody z trochę innej półki. Weźmy np. 6 takich Aston
Martinów One-77 (z który każdy kosztuje 7,4 mln złotych) i zaprośmy naszą rudą gromadkę.
Gryzu, gryzu i już z 18 tysięcy robi nam się 44,4 mln zł. A co będzie, jak wesoła
szóstka dopadnie sześć Maybachów Exelero? To już proszę Państwa, jakby nie
liczyć, okrągłe 144 miliony złotych!
A teraz popatrzcie jeszcze raz na te poniższe, poczciwe,
polskie ryje. Fakt, buszują w zbożu, ale proszę pamiętać, że robią to z głodu,
a nie z chęci zobaczenia, jak pali się ćwierć miliarda złotych z kierowcą w środku.
I to sześć razy pod rząd!
Ciekawe jak to było kiedyś, kiedy skarb państwa nie wypłacał i ciekawe jakie są rzeczywiste szkody wyrządzone, a nie wydumane, że "nawiozłem pole, ale rachunki za nawóz się zgubiły" itp.
OdpowiedzUsuńPS
Polskie ryje piękne jak zawsze.
Żeby tylko "nawiozłem"! Podobno całe pola są przeznaczone pod uprawę odszkodowań:)Trochę UE, trochę myśliwi, trochę SP i rolnictwo przestaje być nieopłacalne:) PS. Jak zawsze:)
UsuńŚwietna banda chuliganów. I nie mówię tu o Skarbie Państwa :-) Zdjęcie z uniesionym ryjem najbardziej mi się podoba. Prawie słychać dzika pytającego - "Szurasz?". A z odszkodowaniami wiadomo jak to jest - tam gdzie odszkodowania, tam różne przekręty. Przypominają mi się stare historie o członkach ZBoWiDu, którzy w czasie wojny mieli np. cztery lata.
OdpowiedzUsuńBo tak to w rzeczywistości wygląda:)Te, które spotykamy, chyba już mają nas trochę dosyć i ewidentnie zapraszają do konfrontacji (z góry przez nas przegranej):) PS. Dokładnie! Mało tego, im dalej od wojny, tym więcej kombatantów:)
UsuńBiznes jest biznes, a jak się rolnikom płaci praktycznie za samo zgłoszenie szkody...
OdpowiedzUsuńAle policzmy też inne straty - Komar pociął mnie w nocy, nie mogłem spać, moja wydolność w pracy była bardziej marna niż zwykle... kto powinien zapłacić odszkodowanie mojemu pracodawcy?
Generalnie jedynie 100 procentowa eksterminacja wszelkiej aktywności biologicznej poza terenami rezerwatów może nas uchronić przed stratami spowodowanymi przez zwierzęta i rośliny...
A dlaczego wyłączać z tego rezerwaty? Przecież zwierzaki z terenów chronionych także wyłażą na pola i żrą za grube miliony! Spalić wszystko i będzie spokój:) PS. Mój brat jest prawnikiem, więc gdybyś chciał pociągnąć wątek komara - daj znać:)
UsuńW sumie... na pohybel rezerwatom!
UsuńMoja żona jest prawnikiem i to po aplikacji prokuratorskiej! Na jedno mam dobrze ale na drugie prze...ane bo urządza przesłuchania w myśl najlepszych profesjonalnych wzorców nawet za 15 minutowe spóźnienie ;)
Ale na komara się nie porywa, może nie lubi drobnicy;)
Nie wiem, co oznaczają "najlepsze, profesjonalne wzorce", więc nie wiem też, czy Ci zazdrościć, czy raczej współczuć:)
UsuńNo wiesz wyrywanie paznokci i dążenie prądem są już zasadniczo zabronione jako środki dowodowe... ale z drugiej strony w polskiej doktrynie prawnej funkcjonuje wciąż zasada "owoców że złego drzewa", czyli: nie ważne jak dowody zdobył, ważne że są.
UsuńPrzepraszam, nie zauważyłem komentarza(moderacja nie była jednak taka głupia). No cóż. Pozdrowienia dla Małżonki:)
UsuńJa na działce miałem świetną śliwę węgierkę, gatunek jedyny w swoim rodzaju, ale jej się niestety uschło ze starości, tzn nie całej się uschło tylko w większości. Widząc jak mi śliwa marnieje w oczach, kosiłem tak, żeby nie niszczyć odrostów korzeniowych, bo wiem ze zawsze są w takich przypadkach - i były - nawet ładnie już wyrosły i pogrubiały. Właśnie, pogrubiały!!! Dzisiaj poszedłem zobaczyć jak się maja moje sadzonki, węgiereczki! Nie maja się bo przyszły moje "ulubione" szkodniki, a w zasadzie jeden, za to z różkami, co go swędziały za bardzo i on koniecznie musiał sobie je podrapać moimi sadzonkami!!!!
OdpowiedzUsuńJedna prawie złamana i obdarta w połowie z kory, a druga co prawda wytrzymała, ale delikatna kora już nie - nikomu nie zgłoszę, strata trudna do oszacowania, ale szansa na stracenie unikalnej odmiany śliwy coraz większa! :(
(
Zwierzaki, to zwierzaki i raczej nie oczekiwałbym, że zrozumieją nasze sentymenta:) Proponuję otoczyć drzewka rulonami z siatki leśnej. Wygląda brzydko, ale jest skuteczne i daje nadzieję na konsumpcję prawdziwych owoców, a nie tych hiszpańsko-chińskich podróbek:)
UsuńZaczynam do tego dorastać, bo nie widzę innego wyjścia. :)
UsuńMogę jeszcze szybko psa (sukę) przeszkolić, żeby patrolowała także pagórek, ale trochę mi tych szkodników szkoda i pies by popadł w przesadę. Już i tak trudno ją przekonać, żeby pilnowała jedynie podwórka. Napada wszystko co się pojawi u nas i u sąsiadów obok, na łące. :D :D :D
UsuńPozostałbym jednak przy siatce. Co prawda zmieniło się prawo dotyczące psów i zwierzyny, ale myśliwi, to tradycjonaliści i raczej tę nowelizację ole ..., lekceważą:) Dziwi mnie tylko, że jelenie w ogóle przychodzą w miejsce, gdzie w pies.
UsuńTo sarny - koziołki są bardzo wybredne gdy chodzi o różki - byle czym się nie drapią!!! :)
UsuńCzyli - jak widać - sarny, to znawcy i wielbiciele tradycyjnego, polskiego sadownictwa:)
Usuńdzik jest dziki, dzik jest zły.... Wojtku to chyba nie jest to namolne stadko skoro tak żwawo czmychają z łąki ? :) Fajny ten zadarty ryjek
OdpowiedzUsuńTam od razu zły. Czasem są dobre:) To są trzy różne watahy i tylko jedna z nich jest namolna. W stosunku do Iwony naturalnie, bo do mnie jakoś nic nie mają:) Przypadek, czy wyczuwają dobrego człowieka? :)
UsuńSympatyczne ryjki:) Na usprawiedliwienie zwierzaków mogę dodać, że zwierzyna szkód złośliwie nie czyni, wprost przeciwnie do niektórych z ludzi...
OdpowiedzUsuńI tu muszę się z Tobą zgodzić w całej rozciągłości:) Chociaż, jak pomyślę o tych angielskich lisach ...:)
UsuńSzkody czynią, ale jak mi wytłumaczył jeden z kolegów. Jeśli w ogrodzie masz straty, możesz udac sie do sklepu warzywnego. Ale popatrzeć jest na co.
OdpowiedzUsuńNo czynią, ale często z naszej, własnej winy. Jakbyś postawiła dwumetrowy płot pod napięciem (z wieżyczkami) i regularnie patrolowała teren z psem, to raczej wątpliwe, żeby Ci w szkodę wlazły:)PS. A w Tuławkach jest sklep warzywny?
UsuńJuż widzę mojego psa na patrolu, szczególnie gdy deszcz pada i psa dopada meteorologiczna śpiączka. Ale pomysł na wieżyczki przedni.
UsuńMogę Ci pożyczać mojego wiernego psa bojowego, jeżeli ...(patrz: komentarz w poprzednim poście). Widziałem też kiedyś jakiś stary polski film, w którym expartyzant zrobił sobie rohatynę (bo nie dostał pozwolenia na broń) i tym sprytnym urządzeniem szlachtował dziki, aż miło! PS. Kolejne pomysły podrzucę wyłącznie odpłatnie!
UsuńZawsze wiedziałam, że jakiś taki merkantylny kolega z Ciebie:))))
UsuńNie merkantylny, tylko poważnie podchodzący do życia! Sama wiesz, że wiedza kosztuje. W końcu za nią nam płacą:)
UsuńA mnie kret, nornice bądź myszy zjadły marchew i pietruszkę. I gdzie tu udać się po zwrot, skoro nawet nie wiem, co mi wyjadło. Teraz widzę ząbki na selerach.
OdpowiedzUsuńNotka pożyteczna i dowcipna.
Pozdrawiam.
Dziękuję:) Widocznie masz zbyt smaczne warzywa i biedne gryzonie nie mogły się oprzeć:)
UsuńA ja z innej beczki.. Od kilku dni obserwuję w nadmorskiej miejscowości jak dziki chodzą po uliczkach i zbliżają się do ludzi i posesji. Mimo ogromnego banera na wjeździe z prośbą o niedokarmianie ryjków turyści to robią. Bo przecież "fajnie" jest cyknąć fotkę jak dzik je z ręki. Widzę to i mnie krew zalewa...
OdpowiedzUsuńLudzka głupota nie zna granic. Dziki naprawdę bywają niebezpieczne. Te z kurortów przyzwyczaiły się do ludzi, co nie oznacza, że przestały być dzikimi zwierzakami. Matka gŁosia opowiadała nam, że tylko w tym roku we Włoszech zabiły już kilka osób. W Polsce, kilka miesięcy temu, również mieliśmy tego typu przypadek. Nam w lesie jest zdecydowanie łatwiej, gdyż zwierzaki mają otwartą drogę ucieczki. W mieście bywa z tym różnie, a trzeba pamiętać, że w sytuacji gdy dzik poczuje się osaczony, prawdopodobieństwo ataku jest bardzo duże.
UsuńKąty rybackie albo inne w okolicach Mierzei, prawda?
UsuńNapiszę tak. To stado już i tak jest stracone, trzeba je odgrodzić i trzymać jako atrakcję dla turystów, bo na swobodzie prędzej czy później wejdą w szkodę. Fakt że tego nie czynią zawdzięczać można jedynie temu, że turystów tam nie brakuje i karmią je przez okrągły rok.
Nie wiem, gdzie Kolega spędza wakacje, ale to jest problem praktycznie całego wybrzeża. Ostatnio widziałem filmik z dzikiem wychodzącym z morza i tratującym parawany (za to akurat bardzo go polubiłem). Mój brak mieszkający w Gdańsku czasem musi zmieniać trasę dom-praca właśnie ze względu na dziki. Ciekawe tylko, że w miastach można je spotkać bez trudu, ale w lesie musimy się za nimi nieźle nachodzić:)
UsuńDziki jak ludzie w miastach lżejszego życia szukają.
UsuńDla mnie lżejsze życie jest na wsi, ale każdy ma swoje przekonania. Dziki pewnie też:)
UsuńBo orać nie musisz... jak byś musiał, wolał byś do miasta.
UsuńChoć ja sam chętnie bym się na wieś przeniósł, to jednak mam świadomość że jako rolnik czy hodowca nie miał bym czasu, ani na wędrówki, ani na podglądanie przyrody. Widać dziki myślą tak samo, lepiej dać się nakarmić zblatowanemu turyście a potem mieć czas na roztrząsanie meandrów bytu, niż pracowicie roztrząsać ściółkę w poszukiwaniu czegoś co może wypełnić próżność odbytu.
Generalnie widzę duże pokrewieństwo duchowe między nimi a znajomymi filozofami którym czasami funduję tanie wino.
Wieś, to nie tylko rolnictwo i nie trzeba koniecznie od razu orać. Coś wiem na ten temat, gdyż 17 lat mieszkałem w instytucie na zadupiu Doliny Biebrzy:)Co do dzików, to zgadzam się, że z ich punktu wodzenie lepiej dostać żarcie pod nos, niż nim zapieprzać. Tanie wino również się dla nich znajdzie. W Gdańsku upodobały sobie stare, poniemieckie sadki, które odwiedzają w porze fermentacji:)
Usuń