Ostatnio postanowiłem nieco zadbać o swoje, podupadające
zdrowie, więc udałem się do apteki. Niestety konsumpcja fabrycznych
farmaceutyków nie przynosiła żadnych, pozytywnych efektów. I tak cierpiałbym
zapewne do dzisiaj, gdybym nie ślepy traf, który włożył w moje ręce książkę pt.
„Aviarium staropolskie”1. Publikacja ta, to wybór tekstów z XVI-wiecznych
zielników autorstwa Stefana Familirza, Hieronima Spiczyńskiego i Marcina
Siennika, dotyczących ptaków i ich zastosowania w medycynie. Ponieważ tonący
brzytwy się chwyta, porzuciłem głupie piguły i zacząłem korzystać z zawartych w
Aviarium porad.
Do czytania i pisania muszę używać okularów, postanowiłem
więc zacząć od wzroku. W tym celu Leśny Kumpel, dostarczył mi okazałego orła2,
gdyż jak wyczytałem we wspomnianej książce, „żółć orłowa (…) oczom pomaga”,
z drugiej zaś strony, „mózg orłowy z
miodem jarzącym zmieszany, jasność wzroku przywraca”. W dalszej kolejności
postarałem się też o sowę, jako że „popiół
z oczu jej spalonych, gdyby z białkiem zmieszawszy w oczy wpuścił, tedy wzrok
naprawia” I co? I jedna dioptria w dół! Zachwycony skutecznością starożytnych
metod, poszedłem za ciosem i, nie zważając na koszta zaimportowałem sępa, wierząc,
że „krew jego z sokiem szanty na oczy puszczając,
wzrok naprawia”. Efekt? Ten post to, pierwszy od lat, tekst napisany bez
używania okularów.
Ok. - pomyślałem sobie. Skoro z oczami poszło
tak łatwo, to dlaczego nie wyzbyć się innych dolegliwości?
Postanowiłem podejść do
sprawy metodycznie. I tak:
Trąd (nie pytajcie skąd miałem) wyleczyłem
pogryzając między posiłkami „gnój
drozdowy, co by telko ryż jadł, z octem roztarłwszy” (przy okazji pozbyłem
się też piegów).
Sprawę bolących bioder załatwiłem - że tak
powiem - przy okazji, zastosowawszy „nogi
orłowe z udów wyrwane”, które przywiązałem na jedną i drugą „biodrę”, dziękując sobie w duchu, że nie
pozbyłem się resztek, które zostały mi po kuracji okulistycznej.
Chroniczne bóle głowy zniknęły, jak ręką
odjął, dzięki lelkowi, gdyż „mózg jego z
winem warzony (…) na bolenie głowy barzo pomaga” oraz dudkowi, z racji na
to, że ”pierze jego włożone na głowę (…)
oddala sodę, to jest bolenie głowy”.
Poradziłem sobie nawet z przesileniem wiosennym,
przywożąc z Podlasia pępek bociani, gdyż wyczytałem, że „pijąc ji z winem, na rozmaite niemocy jest lekarstwo”. Ponieważ
bocianie pępki są towarem trudno dostępnym, czytelnikom tego bloga, polecam w
zastępstwie „popiół z gnoju wróblowego”,
który „naprzeciwko wielkiej niemocy jest
pomoc”.
PS. Siedzę sobie teraz zdrowy jak rydz, spoglądam przez okno na siedzącego na gnieździe gawrona i nie mogę pozbyć się uporczywej
myśli, że choć sam gawron - „ninacz
pożyteczny nie jest”, to jednak … „dzieci
jego niezłe ku jedzeniu, zwłaszcza oberwawszy je ze skóry”. A musicie wiedzieć, że opisane kuracje przywróciły mi nie tylko zdrowie, ale też i ... apetyt :).
1 Aviarium Staropolskie, (oprac.)
Justyna Ratajczyk, Wyd. Oficyna Wydawnicza ATUT – Wrocławskie Wydawnictwo
Oświatowe, Wrocław 2014
2 Dobrze, to akurat zmyśliłem.
śliczne, soczyste kadry.
OdpowiedzUsuńDziękuję. To zasługa rycyka, który był wyjątkowo cierpliwy :)
UsuńJak to rycyki, byłąm pewna, że będą zdjęcia jeśli nie wyciskania żółci z orlego woreczka to chociaż miny przy jedzeniu gnoju drozdowego, a już najbardziej piór dutkowych włożonych na głowę z sodą:)) Co to jest ten miód jarzący?:))
OdpowiedzUsuńPost szatańsko piękny.
Dziękuję. Ratowałem się rycykami, ponieważ zdjęcia dokumentujące kurację zarekwirowali mi bojówkarze z organizacji zajmującej się ochroną ptaków-medykamentów. :) PS. Miód jarzący, to miód lipcowy.
Usuń8 - rewelacja!
OdpowiedzUsuńNa bolące biodra i mi by się przydało ;-). Na razie próbuję je po zimie rozruszać wieczornymi spacerami.
Dzięki. Pogadaj z Leśnym. On wie najlepiej, gdzie szukać pomocy :)
Usuńmam wprawdzie wrażenie, że tego ptaka już komentowałem, ale to może też wynikać z jakiejś psychicznej przypadłości ... o matko, żebym tylko nie musiał zjeść suszonego oka emu, bo z tym może być kłopot!
OdpowiedzUsuńPtak do ptaka podobny :) Co do oka emu, to trochę tego jest na rynku, ale i tak nic nie zastąpi w tym przypadku gnoju sikory. Gorąco polecam!
UsuńRycyk 3 i 13 i ten piękny przyglądający się czemuś intensywnie 17. Zajrzyj Wojciechu do tego starożytnego almanachu i sprawdź co by tam można rycykiem wyleczyć, bo z nazwy to on z rycyną się kojarzy i to wszelkie świąteczne przejedzenia byśmy mogli sobie rycykiem załatwić. Fajnie, żeś nam pokazał medyczne zastosowania ptaków, lecz pępek bociana to jednak jakieś przegięcie. Chłopaki polecieeeeeli.
OdpowiedzUsuńNiestety rycykiem nie leczyli. W ogóle opisanych gatunków jest niewiele, gdyż ornitologia nie stała wtedy na najwyższym poziomie. A pępka nie ma się czego czepiać. Wybór medykamentów był wtedy niewielki, choć pewnie służba zdrowia funkcjonowała na, wyższym w porównaniu do dzisiejszego, poziomie. Tak na marginesie ciekaw jestem, jaki mieli odsetek zejść po tych kuracjach.
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi się jakiś film, w którym chory średniowieczny błaga by lekarza don nie sprowadzać. Kolejnego puszczania krwi móglby nie przeżyc. I w takiej sytuacji szeptucha była lepsza
OdpowiedzUsuńTo, jak słynne, "uciekajta ludzie, bo doktory jado:" z Chlopów. A temat szeptunki najlepiej przedstawiono w scenie z filmu "U Pana Boga za miedzą", który bardzo polecam ")
UsuńOczywiście polecasz, bo on o Podlasiu jest. Tylko że ono takie bardziej zaburzańskie.
UsuńZaburzańskie powiadasz? Może i tak, bo akcent trochę inny, ale film kręcono prawie na całym Podlasiu, od Tykocina po Królowy Most. I dlatego taki fajny!
UsuńPtaki-medykamenty! A rycyk na deser ;-)
OdpowiedzUsuńNa deser powiada Pani? Interesująca sugestia kulinarna :)
Usuń