Rzadko, bo rzadko, ale zdarza się, że bywamy w lesie i zwykle coś tam podejdziemy. Tym razem czasu
było mało, bo z domu wyjechaliśmy dwie godziny przed zachodem słońca (którego z resztą i tak nie było), ale
gościnne zwierzaki nie zawiodły.
Zawsze kiedy chodzę po warmińsko-mazurskich tzw. „puszczach”,
zastanawiam się, jak te tereny wyglądały w czasach przedplantacyjnych. Pisałem
już, że dzisiejsze lasy to nędzne resztki tego, co kiedyś porastało te ziemie. Podobnie
jest niestety ze zwierzyną. Weźmy chociażby takie ssaki. Te większe od nornicy, można spokojnie policzyć
na palcach dwóch rąk rozpoetyzowanego operatora piły tarczowej. Tymczasem całkiem
niedawno (niedawno, czyli długo po zniknięciu ostatniego warmińskiego Neandertalczyka)
zwierza nie brakowało. Wystarczy poczytać trochę o tych terenach, a zwłaszcza o
polowaniach (to najlepsze – niestety - źródło wiedzy o ówczesnej przyrodzie) i ukazuje
nam się nieomal rajski obraz. Swoją drogą tak odebrał to Jerzy Retyk, który
w „Pochwale Prus” z 1539, porównywał tę krainę do wyspy Rodos, na której Zeus stworzył miejsce
łowów dla (zapewne dewizowych) myśliwych z Olimpu.
W publikacji pt. „Oddziaływanie dzikich
zwierząt kopytnych na lasy pogranicza mazursko-kurpiowskiego na przełomie XX i
XXI wieku” Bożena Grabińska pisze, że tylko w latach 1612-1618 na terenie Prus Wschodnich
upolowano 15 żubrów (ostatni osobnik na tych terenach widziany był jeszcze w
1750 roku), 4935 jeleni, 3908 dzików, 215 wilków i … 52 niedźwiedzie! Trzeba tu dodać, że na misie polowano na obszarze dzisiejszych Warmii i Mazur, jeszcze na początku XIX w. (ostatni padł od kuli w 1804 r., na terenie dzisiejszego Nadleśnictwa Spychowo). W Prusiech nie brakowało też łosi. Było ich na tyle dużo, że łosiowy łeb widniał nawet na znaku taktycznym 11 Wschodniopruskiej Dywizji Piechoty Wermachtu, atakującej Mławę w 1939 roku.
Tereny te, w swoim czasie, obfitowały również w największe ssaki z epoki postmastodonckiej, czyli - w tury. Było ich tu podobno
więcej, niż w – słynących z nich - puszczach mazowieckich. Co ciekawe, tur, a w
zasadzie pseudotur wrócił na te tereny w latach `40 ub. w. za sprawą niejakich
braci Heck, a zwłaszcza jednego z nich – Lutza. Ten - powiedzmy -
naukowiec postanowił odtworzyć tura (czyli najbardziej germańskie z germańskich
zwierząt) i ponownie zasiedlić nim niemieckie lasy. Protektora miał
z najwyższej półki, bo w osobie samego Wielkiego Łowczego III Rzeszy - Hermanna W. Goeringa,
więc na pieniądze i warunki pracy, nie mógł narzekać (pomijając oczywiście działalność - nierozumiejących doniosłości jego dzieła - polskich partyzantów). Efektem
tych genetycznych machlojek było coś, co wyglądem (ale nie rozmiarami) rzeczywiście
przypominało trochę tura. W 1941 r. pierwsze osobniki wypuszczono w Puszczy
Rominckiej, a rok później w Białowieskiej, w której przetrwały, aż do przejścia
przez te tereny radzieckich kuchni polowych. Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć takiego "tura" powinien udać się np. do Holandii, gdzie występuje pod nazwą bydła Hecka.
Niedźwiedzie, żubry, pseudotury, partyzanci ....! To były czasy! A teraz? A teraz, to jak człowiek jelonka, albo innego zająca pstryknie, to ma radochy
i okazji do konfabulowania na cały tydzień.
PS. Muszę jeszcze na chwilę wrócić niedźwiedzi. W 2008 Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wpisało na listę produktów tradycyjnych - Niedźwiedziówkę mazurską. Wedle legend, pradawni Prusowie używali tego miodowego trunku do alkoholizowania niedźwiedzi w celu pozyskania ich w stanie żywym, cokolwiek by to miało znaczyć i czemukolwiek miało służyć.
PS. Muszę jeszcze na chwilę wrócić niedźwiedzi. W 2008 Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wpisało na listę produktów tradycyjnych - Niedźwiedziówkę mazurską. Wedle legend, pradawni Prusowie używali tego miodowego trunku do alkoholizowania niedźwiedzi w celu pozyskania ich w stanie żywym, cokolwiek by to miało znaczyć i czemukolwiek miało służyć.
Wypoczywająca minichmara. Wiatr był sprzyjający, więc mogliśmy spokojnie podejść i zrobić te zdjęcia, nie przerywając jeleniego snu i nie wadząc w innych, rodzinnych czynnościach :) |
W tej grupce, oprócz lochy i dwójki podrostków był jeszcze warchlak. Trochę dzików w życiu widziałem, ale jedynaka - nigdy. |
Wow, ale zdjęcia Wojciechu, najbardziej podziwiam dziki :)
OdpowiedzUsuńDzięki Marcin, to zasługa gŁosia, która w porę odróżniła je od pryzmy torfu:)
UsuńZdjęciami jestem oczarowana i nie mogę uwierzyć, że tak można blisko podejść do dzików. Serdeczności zasyłam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Bardzo mi miło:) Można, jeżeli wieje od dzików, a nie do dzików:) Pozdrawiam!
UsuńDużo nie brakuje żebyśmy w opisanej materii, niczym Chińczycy zeszli na psy :)) Drzemiące łanie piękne, i dziki piękne, ale naj oczywiście ostatnie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, i co do Chińczyków i co do nieśmiałej łańki:)
UsuńNareszcie długo wyczekiwane dziki! :) Od siebie dodam, że Niedźwiedź na Mazurach pozostał ...w heraldyce Kętrzyna i Mrągowa. Jest to jeden osobnik, niestety prezentowany w kawałkach. Ale daje to pogląd jak wyglądał kiedyś ten typowo rolniczy przecież fragment województwa.
OdpowiedzUsuńSam już nie wierzyłem, że je wreszcie znajdę. Dużo łatwiej je dopaść w miastach, niż w terenie:) PS. W Grajewie mają wilka, w Kętrzynie i Mrągowie - niedźwiedzia, ale teraz i tego i tego nie uświadczysz. Tak na marginesie, podsunąłeś mi pomysł na post:)
UsuńDobrze, że inspiracja działa już w dwie strony :)
UsuńKonfabulowanie - mam nadzieję, że to co nam piszesz jest mimo wszystko prawdą, bo czyta się przednio. Wprawdzie wolę się cieszyć tym co mam niż martwić tym czego nie mam, ale żeby tak w XV wieku być tu z dzisiejszym aparatem! :) Dzikuny fajne, leniuchujące łanie również. Widok drzemiących łań to rarytas.
OdpowiedzUsuńJa szukam (po sieciach) przyrodniczych rysunków ze sztambuchów, bo to jest odpowiednik waszego dzisiejszego chodzenia i focenia.
UsuńMimo wszystko jest:) Też pomyślałem o cofnięciu się w czasie, ale podejrzewam, że pojawienie się wśród Krzyżaków z teleobiektywem, mogłoby skończyć się nieciekawie. Podobnie z resztą, jak wśród stada turów:) Ekolandia, kiedyś zbierałem stare grafiki z ptakami i muszę stwierdzić, że wielokrotnie przewyższały dzisiejsze rysunki z atlasów:)
UsuńWojtek wracam z nad Biebrzy i wbijamy w ten teren żebyś mnie po nim oprowadził,świetne foty szczególnie dzików.
OdpowiedzUsuńMówisz i masz. Musisz tylko wrócić, a bagna lubią wciągnąć, oj lubią:)
UsuńTak mi życzysz he he.
UsuńNo wiesz. My prawdopodobnie będziemy tam w piętek, a wiemy gdzie będziesz się kręcił. Porzucone auto, Nikon z 300-setką itp., to dosyć łakomy kąsek:)
UsuńW dawnych czasach na pewno zdecydowanie więcej ludzi doceniało piękno przyrody i chciało jechać do lasu, by obcować z przyrodą. Teraz to... czasem ma się dosyć miasta.
OdpowiedzUsuńZdjęcia dzików są super! Zresztą nie tylko. Wszystkie foty jak zwykle bardzo udane. :)
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia!
Raczej więcej ludzi mieszkało w lesie:) Miasta mam dosyć zawsze, a nie tylko czasem, ale co na to poradzić? :) Dziękuję i udanych fotołowów:)
UsuńNo ale ten warchlak-jedynak to ma w sobie coś z misia - co to się porobiło w tej puszczy, bosz!
OdpowiedzUsuńKurczę, przeczytałem "ma w sobie coś z miasta" i mózg podpowiedział mi od razu, że chodzi Ci o sytuację demograficzną w polskich miastach, w których jedynactwo staje się regułą, ze względu ... itd. itd.:)) Ale fakt, jest jakiś taki misiowaty, co świadczyć może, że jednak nie wszystkie miśki zostały wybite, a na pewno nie miśkowe chłopaki:)
UsuńTak sfotografować jelenie i nie przerwać im sjesty jest trudno. Gratuluję. Igor
OdpowiedzUsuńDzięki Igor. PS. Niekoniecznie. Jak masz dobry wiatr i jakieś ukrycie, dasz radę. Spróbuj sam na Załaziu:)
UsuńPozyskujemy z lasów drewno, gr,yby, jagody...co się da! Tylko nikt nie zwrócił uwagi na fakt że w ten sposób zubażamy ten ekosystem i dziś zwyczajnie ni jest on w stanie wyżywić tak znacznej liczby zwierząt jak dawniej. To całkiem jak uprawa poletka bez jego nawożenia.
OdpowiedzUsuńTo fakt! Co prawda kiedyś robiono to samo, ale na zdecydowanie mniejszą skalę. Nawet podczas wojen (gdy potrzeba było dużo mięsa do wykarmienia wojska) polowanie nie przypominały eksterminacji. Za dużo nas się porobiło, a miejsca nie przybywa.
Usuń"...można spokojnie policzyć na palcach dwóch rąk rozpoetyzowanego operatora piły tarczowej..." Mistrz! :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten, chyba nie do końca zasłużony, komplement:)
UsuńNooo ta rodzinka w pieleszach domowych rozleniwiona! Bagienny super. Dziki z profilu i nie, rzadko ostatnio przez panów blogerów prezentowane, też niczego sobie. I jak zwykle sporo przyjemności z czytania. Historyjka tura - specjał poranny. Wojciechu nie przkadziłąm za bardzo?
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie! Przecież każdy facet łaknie kadzenia, jak nie przymierzając, szczygieł ostu:)
UsuńGratuluję podejść! Ostatnie zdjęcie - genialne!!!
OdpowiedzUsuńGenialnym bym go z pewnością nie nazwał, ale też je lubię:)
UsuńZdjęcia z takiego bliska zawsze mnie zachwycają, niesamowite, że mogłeś tak blisko podejść. A patrząc na ostatnie zdjęcie zastanawiam się kto kogo obserwował :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) tak, jak napisałem wyżej trzeba uważać na wiatr i poszukać czegoś do ukrycia. Zwykle to pomaga:) PS. Tego nikt nie wie:)
UsuńTak sobie pomyślałam, że tą książkę "Oddziaływanie dzikich zwierząt kopytnych na lasy pogranicza mazursko-kurpiowskiego na przełomie XX i XXI wieku" mogłabym od Ciebie pożyczyć do mojej książkozagadki. Miałabym sukces gwarantowany ;)))
OdpowiedzUsuńMam tego znacznie więcej. W razie potrzeby z przyjemnością użyczę:)
UsuńJest to strasznie smutne, ale też szalenie interesujące. Tak się zaczytałam, że prawie spóżniłam się do szkoły :D A zdjęć jak zwykle zazdroszczę, mi ostatnio na Mazurach warunki nie sprzyjały :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało:) PS. W mojej odpowiedzi na Twój poprzedni komentarz znajdziesz namiary na ciekawe miejsca w pobliżu Burdąga. Polecam zwłaszcza stawy za Pasymiem:)
Usuń