Jedna doba w Dolinie
Biebrzy to, zdecydowanie za krótko. Cóż jednak zrobić, gdy wokół wiosna, a
prognoza pogody nie doprowadza do samobójczych myśli? Odpowiedź jest bardzo
prosta, pakować sprzęt i jechać!
Ale do rzeczy. Poniżej
zamieszczam zapis tego, co zobaczyłem i sfotografowałem w ciągu 24 godzin - od
5 rano w sobotę 25 kwietnia, do 5 rano w niedzielę 26 kwietnia.
Sobota - 5.00. Pierwszy łoś. Spotkanie było całkowicie przypadkowe, więc zaskoczenie było obopólne.
Sobota - 5.15. Kszyk sfotografowany podczas pośpiesznego
siorbania pierwszej kawy. Poranek to zdecydowanie najlepszy czas na obserwacje
tego gatunku. Samce niemal bez przerwy tokują, becząc i wykręcając podniebne
akrobacje. Utrudnia to robienie zdjęć1,
ale na szczęście, od czasu do czasu, ptaki litują się nad fotografującymi i przysiadają
na śródłąkowych kołkach.
Sobota 5.30. Rycyk, czyli kolejny użytkownik tego, co pozostało po starych ogrodzeniach. Ten palik znam od lat. Upodobały go sobie także rybitwy białoskrzydłe, ale na te przyjdzie mi chyba jeszcze trochę poczekać.
Sobota 8.00. Zając spotkany przy drodze do Budnych, gdzie miały
być łosie żerujące na kaczyńcach, ale nie było, ani jednych, ani drugich.
Sobota 11.00. Więcej, niż skromne efekty siedzenia pod siatką. Liczyłem na znacznie więcej, ale co chwila pojawiał się ktoś, kto skutecznie mi to uniemożliwiał. To niestety uroki wiosennych, biebrzańskich weekendów. Park zajmuje blisko 60 tys. hektarów, ale jak widać to chyba za mało.
Sobota 14.00. Niby trochę znam Dolinę, ale co jakiś czas udaje mi się trafić na coś nowego. To miejsce odnaleźliśmy przypadkowo, przeglądając z nudów mapę. Nie było czasu na dokładne rozpoznanie, ale teren, sądząc po tropach, wydaje się bardzo perspektywiczny. Na fotce – błotniak łąkowy.
Sobota 17.00. Nowe miejsce, tym razem wieczorem.
To miały być fajne zdjęcia dzików. I byłyby, gdyby nie mój paskudny nałóg!
Niedziela 5.00. Już po raz drugi z rzędu łosie postanowiły sprawdzić,
czy aby na pewno wyniesiemy się z Doliny. Poprzednio wydelegowały w tym celu
łoszaka, a tym razem obowiązek ten wziął na siebie, widoczny poniżej byczek. Co
ciekawe, zwierzak przylazł do miejsca, gdzie stał samochód z dosyć odległej brzeziny. Biebrza chyba nigdy nie przestanie zadziwiać. Normalnie trzeba uganiać się za łosiami (łośmi?) po wertepach, a tym razem wystarczyło
siedzieć na stołku, popijać kawę i pstrykać.
I takie to były te 24 godziny w Dolinie.
_________________________________________________________________
I takie to były te 24 godziny w Dolinie.
_________________________________________________________________
Słowo snajper pochodzi od angielskiej nazwy
bekasa – snipe. Kiedyś (a być może i teraz) panowało przekonanie, że tylko wyjątkowo utalentowani strzelcy, potrafią polować na te ptaki. Dotyczy to też chyba fotografów.
przecież już mówiłem, że ten ociekający łoś mi się podoba! ;)
OdpowiedzUsuńDlatego poszukałem go powtórnie. Czego się nie robi dla kumpli :)
UsuńPiękne zdjęcia, szczególnie podoba mi się ten kszyk :) Ptaki na słupkach i starych ogrodzeniach to bardzo wdzięczne obiekty do fotografowania.
OdpowiedzUsuńDziękuję. To prawda, tyle tylko, że tych słupków ubywa. Jeszcze trzy lata temu przy grobli na B. Grąd stały płoty, a teraz pozostały pojedyncze paliki. No cóż, wszystko się zmienia, nawet Dolina Biebrzy.
UsuńŚwietna wyprawa, najpiękniejszy byczek łosi i dziki idące tyralierą.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Wyprawa rzeczywiście trochę zaskoczyła obfitością (zdjęcia w poście to tylko ich część). Dziki niestety nie idą tyralierą, tylko wieją na złamanie karku, gdyż poczuły dym. Chyba zaczynam dojrzewać do rzucenia palenia :)
UsuńUczta dla oczu i umysłu :-). Za każdym razem uczę się czegoś nowego, poznaję kolejne nieznane mi dotąd gatunki. Dziękuję za dawkę porządnej wiedzy!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :) Cieszę się, że komuś przydają się te tekściki.
UsuńEch...Kolejny raz wzdycham i chyba w końcu zabiorę się za teoretyczne przygotowania do wyprawy nad Biebrzę. Do przyszłej wiosny powinnam zdążyć ;-)
OdpowiedzUsuńPiękne są zdjęcia tych ptaków, dla mnie prawie egzotycznych. A ostatni łoś wymiata! :-)
Dziękuję w imieniu wymiatacza :) Jeżeli mogę coś zasugerować, to rzeczywiście ten rok lepiej poświęcić na teorię, jeżeli nie chce się Pani rozczarować. Wróciłem z nad Biebrzy wczoraj i nie wiem, kiedy pojadę następny raz. Jest coraz suszej, mało ptasio, a ja po raz pierwszy, mając do dyspozycji trzy dni, nie zapełniłem nawet jednej karty.
UsuńTeodorze, ten łoś - to COŚ. Prześmiesznie wygląda z dwoma buławkamo wyrastającymi przed uszami. Ale gęgawa1 i kszyk bardzo piękne. Cudnie wyglądają prążki kszykowe.
OdpowiedzUsuńBo to wariat był. Lazł w naszym kierunku w taki sposób, że zacząłem przygotowywać trzecią kawę, na wypadek gdyby chciał się przysiąść. A kszyk, to kszyk. Mam już sporo takich kołkowych fotek, ale jak widzę jak znowu przysiada, to zawsze lezę i zdejmuję. A najfajniejsze jest to, że już za jakiś czas pojawią się na Warmii :)
Usuńnie za jakiś, tylko w zeszłym roku widziałem kszyka (i słyszałem) na terenie rezerwatu Kośno, 100 metrów od leśniczówki.
UsuńSą, jak dobrze wiesz, także na trzcinowisku przylegającym do Orzechowa. Chodziło mi o duże zgromadzenia w czasie jesiennych migracji.
UsuńUdane łowy i dobre zdjęcia. Gratuluję i pozdrawiam. Igor
OdpowiedzUsuńDzięki. To głównie zasługa zwierzaków i nowych miejsc.
OdpowiedzUsuńJestem pod ogromnym wrażeniem zdjęć. Chylę czoła! :)
OdpowiedzUsuńNiezmiernie mi miło. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze coś pokazać, więc zapraszam ponownie.
Usuń