Wczoraj w
ramach ogólnopolskiej akcji „Wyjdź z
błota – idź do kina!”, obejrzeliśmy film „Duch i Mrok”. Ci z Was, którzy rzeczony obraz znają, wiedzą o co
chodzi. Pozostałym zaś wyjaśniam (bez szkody dla przyjemności oglądania), że bohaterami
filmu są dwa wesołe lwy (tytułowi Duch i Mrok), których największą (niezrozumiałą dla ludzi) pasją jest masowa
konsumpcja robotników, budujących linię kolejową, hen gdzieś tam, w Afryce.
Po godzinie oglądania przygód kotów-zabójców,
pomyślałem po raz któryś, że mieszkanie w takich miejscach, jak Afryka, to jednak
wyższa szkoła survivalu. Pomyślcie sami. W Polsce wychodzisz po bułki, kupujesz
je i już. Tam, wychodząc w tym samym celu, sam możesz stać się bułką. Na Warmii, ukąszenie
insekta, kończy się swędzeniem, w Kongo, ukąszenie insekta, kończy się umarciem. W Olsztynie, pod blokiem, spotykasz starszą panią wyprowadzającą na smyczy Muszkę (mały, czarny, stary i bardzo otłuszczony piesek), w Lagos, pod blokiem, spotykasz młodego osobnika wyprowadzającego na łańcuchu Painful Death (wielka, centkowana, w sile wieku i bardzo umięśniona hiena) itd., itd..
Afryka, to jednak nie tylko wspomniane na początku lwy, które
nota bene, corocznie zabijają 70 osób. To cała masa złych zwierząt i dlatego też mieszkańcy Czarnego Lądu, muszą doskonale
znać zwyczaje całej, lokalnej fauny drapieżnej. Dlaczego? A chociażby
dlatego, żeby wiedzieć, gdzie szukać wujka, który przyjechał w tzw. gości i
wieczorem oznajmił, że idzie się przewietrzyć. Bo jeżeli w okolicy
grasuje lampart (średnia roczna - 15 osób), pozostałości wujka trzeba szukać na
drzewie. Jeżeli, zbudowaną z gliny i liści palmowych, aglomerację
systematycznie odwiedza stado bawołów (200 osób) lub słoni (500), wychodząc na
poszukiwanie krewnego, należy wypatrywać sępów i rozglądać się za kolorową
plamą na ziemi. W sytuacji, gdy w sąsiedztwie zamieszkuje pyton lub anakonda
(nie znalazłem statystyk), rodzina poszukuje czegoś długiego, z wujkokształtnym
zgrubieniem w środku. To są jednak drobiazgi. Problemy zaczynają się wtedy, gdy w pobliżu
jest rzeka lub zbiornik wodny. Tam już wujka nikt nie szuka, gdyż znając
zwyczaje krokodyli (1500-2500) i hipopotamów (3000), miejscowi
wiedzą, że to bez sensu.
W Polsce, na szczęście, nie mamy takich
problemów. Lektura prasowych doniesień z ostatnich kilkudziesięciu lat
pokazuje, że rodzime zwierzaki nie dybią na nasze życie (odwrotnie i owszem). Wychodząc
z domu nie musimy zatem żegnać się z rodziną na wypadek, gdyby na trasie
dom-praca coś nas zeżarło. Jadąc na wakacje nie zabieramy sztucera i nie budujemy
kolczastych ogrodzeń wokół wynajętej kwatery agroturystycznej. Prawda jest
taka, że jeżeli sami sobie nie zrobimy krzywdy, to w przyrodzie nic złego
nam się nie przytrafi.
No dobrze, a jak w Polsce wyglądałaby analogiczna,
do opisanej powyżej sytuacja, czyli zaginięcie wujka? Banalnie prosto. Wujek
nie wraca, więc fatygujemy się do najbliższej knajpy lub kościoła, znajdujemy zgubę
zatopioną w piwie lub w modlitwie i zabieramy go do domu. I po sprawie.
PS.
Na zdjęciach sieweczka rzeczna i widziany przeze mnie po raz pierwszy z bliska,
trzmielojad. Dlaczego razem w jednym poście? Popatrzcie na oczy.
Jak to hipopotam? Myślałam, że to wegetarianin, chyba że przez zgniecenie. Złote oczy piękne i trzmielojad super zwłaszcza z otwartym dziobem.
OdpowiedzUsuńBo hipcio to furiat, broniący swojego terytorium. Raczej nie zjada ludzie, ale pogonić (skutecznie) potrafi. Dziękuję za oczy :)
UsuńWojciechu, te oczy!! Wyglądają jakbys je dokleił. Szczególnie sieweczce. A trzmielojad - wydawało mi się, że on u nas nie występuje.
OdpowiedzUsuńPrzysięgam, że niczego nie doklejałem. Takie są i już. Trzmielojad występuje, a jakże, tyle tylko, że połowicznie. Zimę spędza w Afryce, więc Polakiem jest tylko połowicznie.
Usuń"Duch i Mrok" bardzo dobry film,lubię go powtórnie oglądać bo przypomina mi czasy wojska( wspaniały dla mnie czas)gdzie go po raz pierwszy oglądałem.Wojtek nie zdawałem sobie że krokodyl i hipcio są takimi kilerami,wiedziałem że zabijają ludzi ale że w takich ilościach ,szok. Zdjęcia sieweczki świetne a trzmielojad wymiata,ładnie go dorwaliście:)
OdpowiedzUsuńPaweł, chyba jesteś jednym z nielicznych, którzy wojsko określają jako "wspaniały czas". Nie byłem, więc znam tylko ze słyszenia, a słyszałem prawie wyłącznie złe rzeczy. Co do hipcia i jego wodnego kolegi, takie są statystyki. W przypadku tego pierwszego, nieco dziwne, ale ponoć prawdziwe. PS. Było odwrotnie, to trzmielojad dorwał nas :)
UsuńJesteś chyba zbyt łaskawy dla naszych eee siół.
OdpowiedzUsuńAlbowiem teoretycznie wujek tutejszy mógłby kipnąć na nerwicę typu 'szlag go trafił' lub przeciągającą się bezsenność spowodowaną histerycznie nadaktywną działalnością ptasią (kawki, wrony, sroki i gołębie) w godzinach od 3 nad ranem, codziennie, na oknie.
Jest to sposób bardziej długofalowy i podstępny niż jednorazowe zjedzenie, no i oczywiście daleko mu do afrykańskiego 'wujkoksztaltnego zgrubienia' ;) ale jednak. Nie należy przeceniać zwiotczałego systemu nerwowego.
A film, o ile pamiętam, wydał mi się strasznie durny, ale nie tak, jak o morderczych wilkach polujących na rozbitków gdzieś w lasach północy, pt, bodajże 'The Grey' (ten to mnie dopiero wnerwił)
A oczy super :)
Muszę być łaskawy, gdyż cenię sobie swoje zdrowie i nie chcę się narażać na siołowy ostracyzm, czyli mówiąc po polsku, cios widłami w nerki. Z drugiej strony wymienianie wszystkich śmiertelnych pułapek zastawianych przez prowincjonalne życie na wujków zajęłoby mi moje własne i to w całości. Film faktycznie raczej nie wpisuje się w nurt kinematografii wybitnej, ale na tle całej plejady historii o wilkach-ludojadach, krokodylach-ludojadach, ślimakach-ludojadach, yeti-ach (?)-ludojadach i wreszcie ludziach-ludajadach, da się spokojnie obejrzeć. Zwłaszcza po całym dniu spędzonym wśród brodźców-nieludojadów. Dzięki za fajny komentarz :)
Usuń