Kiedy zapytałem brata (pracującego w jednym
z polskich portali internetowych, oczywiście w charakterze) jak
zdobyć sławę i pieniądze, robiąc po godzinach w blogerce, odpowiedział mi, że
muszę zając się modą lub kulinariami. Kochany brat! Doradził z serca i
zawodowego doświadczenia, a ja co? Jak ten głupi ptaki fotografuję, czyli ani sławy,
ani pieniędzy. Mało tego! Jeszcze problemów sobie narobiłem, bo przecież te
posty trzeba obfotografować i opisać.
W modzie i w kulinariach jest zdecydowanie łatwiej.
Weźmy na pierwszy ogień tę pierwszą i odpowiedzmy na pytanie, co taki modowy bloger
musi? Bloger modowy musi tylko (tak sobie myślę), chadzać na pokazy mody
modnych projektantów. Może to być np. Jacyków lub …, albo …. No dobrze innych
nie znam, a na dodatek nawet nie wiem, czy tenże Jacyków jest projektantem, czy
tylko, li i jedynie, dziwnie ubraną postacią z TV. I taki bloger napisze potem,
że zdaniem Jacykowa w tym sezonie modne są wyłącznie (!) jeansy w kolorze
cyklamenu. I co? I leci do kasy po kasę, a reszta społeczeństwa leci po te jeansy.
Bloger modowy to w ogóle potężna postać. Od tego
co napisze w postach, zależy wiele naszych postaw odzieżowych. Przykładem mogą
być skarpetki. Statystyczny Polak zmienia je tak często, jak trzeba. A tu taki
bloger pisze, że trzeba codziennie! I co? I mimo, że wszyscy wiemy, że to bezsensowny
pomysł, zaczynamy je zmieniać. Głupie to, bez dwóch zdań, ale pokazuje, czym
jest blogerowa moc!
A teraz kuchnia. Bloger kulinarny ma jeszcze
łatwiej (tak sobie myślę). Swój skok na blogowe szczyty, zaczyna od zamieszczania
prostych przepisów, przepisanych z innych blogów. Następny etap, to w dalszym ciągu
„Znacie? To ugotujcie!”, ale wzbogacone
szczyptą blogerskiego, kulinarnego geniuszu. I tak np. czytamy, że ziemniaki gotujmy
nie do miękkości, jak nasze matki, babki i pierwsi naczelni, ale 24 minuty i 17
nanosekund, co pozwala na wydobycie z nich, tego czegoś (czego dokładnie nie
wiemy, gdyż bloger nie napisał). Podobnie rzecz ma się też z kanapką z serem i kisielem
z torebki.
Ostatnia faza kulinarnego blogerstwa, to już
tworzenie gastrosymfonii. W dużej mierze, to również znane przepisy (bo znacie
takie nieznane?) tyle tylko, że autorsko zmodyfikowane i zapewne nigdy nie
sprawdzone w tzw. kuchni.
I tak klasycznego schabowego nie
przygotowujemy ze schabu, tylko z pęcin cieląt rasy Tankaku-washu. Panierujmy wyłącznie
w jajach, żyjącego w syberyjskich lasach, jarząbka i w mące z dzikiego prosa, zbieranego
nielegalnie pod Czarnobylem. Solimy solą z Morza Martwego, ale wydobytą w
czasach, gdy było jeszcze NaWpółŻywe. Do tego prakapusta z tybetańskich hal, kiszona
w postaci pojedynczych źdźbeł-pasemek, które potem łączy się w całość na biodegradowalnym
talerzu. Dodajemy do tego wspomniane wyżej ziemniaki, okraszone hojnie skwarkami
z samicy yaka, i możemy wydawać. Znajomi blogera kulinarnego, czyli blogerzy
modowi z Warszawy powinni być zadowoleni.
Czyli można! Można nie siedzieć w bagnie, dobrze
się bawić i jeszcze na tym zarabiać! A zatem w następną środę post o ekokalesonach
z orkiszowej słomy i bigosie z żurawi.
PS. Na zdjęciach rybitwy. Przepisy z
wykorzystaniem tych, wyjątkowo smacznych, ptaków w kolejnym poście.
Modowych jakoś nie czytuję, kulinarny jeden, kiedyś, dawno temu i wiem z niego, że każdy krem można błyskawicznie przygotować używając serka mascarpone, sprawdziło się i więcej tam nie wracam. Wolę, a nawet uwielbiam blogi przyrodnicze i już. Jeden fotoprzepis już chyba jest, na 3, rybitwa faszerowana małymi rybkami, 10 bardzo przepiękne.
OdpowiedzUsuńModowych na oczy nie widziałem, a do kulinarnych czasem zaglądam, gdyż lubię gotować. Może nie tak wyrafinowanie, ale lubię :) Rybitwy faszerowane rybami to świetny pomysł, szkoda tylko, że nielegalny. Ale kto wiem. Może kiedyś prawo się zmieni i będziemy mogli zaszaleć :). PS. Polecam: usmażone kawałki piersi z kurczaka+mascarpone+szpinak+makaron=szybkie i dobre.
UsuńJa też lubie gotować, ale nowinki czerpię z jakiegoś kanału tv (nr 24polsat) Jeśli mi coś oczami zasmakuje, zapisuję i gotuję, i zwykle trafiam. Świeże smaki , Expresowo i przepisy Billa Grangera. A za przepis dziękuję, wypróbuję.
UsuńKiedyś nałogowo oglądałem Kuchnię TV, ale już jej nie mam. Może i dobrze, gdyż nałóg to był okrutny :)
UsuńDo trzech razy sztuka:
OdpowiedzUsuńPrzed momentem napisałam taki piękny komentarz, tyle wysiłku mnie kosztował! A po kliknięciu w niebieski guziczek "opublikuj" coś zaszumiało, zazgrzytało i pokazała się na ekranie skrzywiona mordka (żeby nie napisać - morda)! I teraz nie wiem - za dużo wazeliny, a może zbyt ostra krytyka blogerów modowo-kulinarnych? Ech, niech to blogowanie rybitwa kopnie! ;-)
Niech kopnie!! Miewam te same problemy. Tak, jak już kiedyś komuś napisałem, za dużo nas, domorosłych blogerów i system nie wytrzymuje. W każdym bądź razie bardzo dziękuję ze nieopublikowany komentarz :)
UsuńIi co ? mam się przekwalifikować na blogera kulinarnego. Z kuchni regionalnej umiem jedynie doskonale przypalać wodę z mody to jestem totalnym laikiem, nawet nie próbuję.Zdjecia rewelka :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Paweł gotowanie nie jest tak trudne, jak Ci się wydaje. Zastąp Żonę na tydzień i sam się przekonasz. A to, że spalisz parę garnków i kuchnię, to drobiazg. Ale chałupę ubezpiecz! Tak na wszelki wypadek. A! Rodzinę też ubezpiecz, no chyba, że nie będzie jadła, tego co ugotujesz :)
UsuńWojtek co ty nawet nie próbuję,zresztą ja nie lubię gotować :))) I nawet jakbym się postarał spalił te kilkanaście garnków, to myślisz że by to ktoś zjadł? Moje dziewczyny znają mój kunszt i wiedzą co może ich czekać po spróbowaniu ;)))
UsuńTo może zacznij od psa? Nielubianego sąsiada oczywiście! :)
UsuńO to jest myśl, mam takiego jednego na oku. Jak go upitraszę to myślę że wpadniesz na degustację :)))
UsuńPaweł! Ja myślałem o nakarmieniu psa, a nie o ugotowaniu go!
UsuńCholera nie skumałem,ale pomysł zrobienia psa w potrawce jest przedni,nie uważasz ?
UsuńOczywiście, że tak. W końcu 2 miliardy Azjatów nie może się mylić!
UsuńTwoja powtarzająca się chęć zjedzenia wszystkiego co jest na zdjęciach zaczyna być zastanawiająca.
OdpowiedzUsuńWłaśnie miałem Ci zaproponować prowadzenia bloga kulinarnego, ale po zapozananiu z treścią tego postu, wypada tylko pogratulować ilości nowych "przyjaciół" ze środowiska blogerów kulinarnych i modowych :)
Jak poruszysz jeszcze kwestię blogów fit, turystycznych, sportowych i stylowo życiowych, masz komplet argumentów do opuszczenia kraju i zasilenia zaplecza kuchennego beztematycznego baru na przedmieściach Londynu lub Glasgow. ... przepisów kulinarnych z białoskrzydłą tam nie będzie ;)
Jak nie będzie? To Brytole nie jedzą rybitw? To co oni jedzą poza rybą z frytkami? A co do zjadania fotograficznych obiektów, to wyłącznie wynik tego, że w terenie zawsze jestem przed posiłkiem. Chyba zacznę robić sobie kanapki, albo zamontuję w czatowni grilla, bo może rzeczywiście popadam w jakieś dewiacje :)
UsuńPękłam ze śmiechu, słyszałeś to bum? Nie wiem ile razy można pękać ze śmiechu, ale przypadek, który sprawił, że trafiłam na Twój blog i Leśnego powinnam uznać za cud! Wyborne, ze smaczkiem i z cudownym humorem. Tak mi teraz brakuje powodów do prawdziwego śmiechu, że korzystam bezczelnie z Waszych talentów. Prawdziwa pijawka ze mnie :). Ta z rybką w dziobie... Wspaniała :).
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy, Kasia z Olsztyna.
Bardzo się cieszę, ale nie pękaj za często, gdyż to podobno niezdrowe, no i zszywanie kosztuje :). PS. CDN
UsuńJestem hafciarką, więc no problemo z zeszyciem się :)))))
UsuńA to co innego :)
UsuńNajwyraźniej Wojciechu możesz wszystko. Nawet zaszaleć w modowo-kulinarnej blogosferze. W przepisach na rybitwę chciałabym zobaczyć wykorzystanie tego fantastycznego pomarańczu z wnętrza dzioba A3, gdyż taki dodatek barwny na tależu zachwyciłby nawet modowy Mount Everest
OdpowiedzUsuńTa, mogę. Nic nie mogę! Na modzie się nie znam, a do blogów kulinarnych trzeba robić foty każdego etapu. Czyli: wyjąc mięso, umyć ręce, zrobić fotę, utłuc mięso, umyć ręce, zrobić fotę, posolić, umyć ręce, zrobić fotę i tak w kółko Macieju. Przy moim ADHD to ja mogę zostać blogerem od bułki z kiełbasą. A co do rybitw, to jak napisałem wyżej, poczekamy, zobaczymy. Rząd się zmieni, to i może zliberalizują przepisy odnośnie pozyskiwania białka z mięsa.
UsuńRzeczywiście trochę tak jest, ale nie zawsze chodzi o to, żeby było jak najłatwiej :)
OdpowiedzUsuńGdyby było łatwo, to jak zawsze powtarzam, nie byłoby zabawy. Dlatego zajmuję się tym, czym się zajmuję i planuje zmian :)
Usuń