O mnie

Moje zdjęcie
Olsztyn, warmińsko-mazurskie, Poland

środa, 12 sierpnia 2015

Namiocik II.


Jeden z ostatnich postów poświęciłem, zakupionemu w celach czatownianych, namiocikowi. Sprzęt ten jest już po testach terenowych, chciałbym zatem podzielić się ich wynikami, które być może przydadzą się tym, którzy planują fotografowanie w czymś, co samorozkłada się.

Po pierwsze. Namiocik, po wyjęciu z pudełka, nie nadaje się do fotografowania. Najpoważniejszym problemem są okienka, w które wyposażył je producent z przedmieścia Pekinu. Ponieważ są zrobione z moskitiery, nie ma możliwości wysunięcia przez nie obiektywu. Musimy zatem usunąć ową siateczkę przy pomocy nożyczek, noża, zębów czy innych, posiadanych narzędzi i, co ostrzejszych, części ciała.
Po drugie. Okienka są dwa, a przecież obiekty do fotografowania mogą pojawić się również po stronie, której chińska myśl techniczna, nie przewidziała. Dlatego też wycinamy dwa, dodatkowe otwory. My z uwagi na fakt, że dotarło to do nas dopiero w terenie, a także z racji nieposiadania noża, użyliśmy do tego celu papierosów. Co prawda początkowo obawialiśmy się, że w ten sposób zafundujemy sobie wikingowy pochówek, ale okazało się, że materiał, z którego uszyto namiocik, należy do tych trudnopalnych.

Dobrze. Mamy już przygotowane cztery otwory. Oczywiście trzeba je zamaskować (najlepiej siatką), gdyż po naszych przeróbkach, poziom zamaskowywalności namiociku, znacznie się obniżył. Tak przygotowaną czatownię, ustawiamy w wybranym miejscu i pakujemy się do środka, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Proste? W lesie i na łące zapewne tak, ale na rozlewisku już niekoniecznie, a wynika to z trzech powodów:

1.  Woda na rozlewisku wyparowuje w błyskawicznym tempie więc, aby być w miarę blisko ptaków, namiocik stawiamy na czymś, co jeszcze wczoraj było rozlewiskowym dnem. W efekcie, po wejściu do środka, zapadamy się, wraz z czatownią, od 10 do 40 cm w głąb błocka.

2.  Materiał, z którego uszyto namiocik, nie przepuszcza powietrza, ale wodę i owszem (wiem, że to dziwne, ale w Państwie Środka, nie takie rzeczy już wymyślali). W efekcie, przebywanie w nim przypomina siedzenie w brodziku, zamontowanym w rozregulowanej saunie.

3.  Namiocik jest ciasny, jak nie przymierzając … jest po prostu ciasny, a my musimy zmieścić w nim siebie, statyw, aparat z teleobiektywem i plecak. Pewnie nie stanowiłoby to problemu dla joginów, ludzi-gum i ludzi-ośmiornic, ale my niestety nie należymy do żadnej z tych grup społeczno-zawodowych.

W rezultacie spędzenie w tym czymś kilku godzin, bywa przeżyciem ekstremalnym. Wiem, że zadajecie sobie teraz pytanie, jak można zidiocieć na tyle, by miast uwalić się, jak człowiek rozumny, na plaży - spędzać godziny w piekarniku, bezpowrotnie niszcząc sobie kręgosłup, kolana i mózg? Szczerze? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że ja to po prostu uwielbiam.
 











 

16 komentarzy:

  1. Obśmiałam się, jak przysłowiowa (?) norka, wizualizując sobie te przygotowania do czatowania ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, zwłaszcza że w poście przedstawiłem wersję złagodzoną, pomijając części niecenzuralne :)

      Usuń
  2. Białe super ,szczególnie te które nachodzą na siebie.Namiocik mimo wad pozwala dobrze się zamaskować czego efektem są te ładne zdjęcia.Co do samego sensu fotografowania,przebywania w takich warunkach, tylko maniak to zrozumie,człowiek normalny popuka się znacząco w czoło.Ale Wojtek co oni mogą wiedzieć o prawdziwej pasji co nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Paweł. Dokładnie tak jest, jak piszesz. A co do namiociku, to gdyby był o paręnaście centymetrów dłuższy, to byłby idealny.

      Usuń
  3. Oj chyba aż tak źle nie było ... z tym bezpowrotnym niszczeniem .... Kręgosłup, kolana i mózg dostały dobrą porcję treningu. Dla takich zdjęć WARTO !!! Przynajmniej ja tak sądzę. Bardzo ciekawe kadry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Oczywiście trochę podkoloryzowałem całą historię, ale fakt, faktem małe to to jest :)

      Usuń
  4. no i długo czekać nie musiałem - sweet revange za skretyniałego i pogrążonego w udarze zająca, który tylko dlatego do mnie podszedł, że plagi, które wymieniłeś go dopadły. Więc co by tu wykombinować ... może, że nie dodałeś, że ilość dziur w namiociku nie służy wyłącznie obiektywom! Przecież mogłeś, co wydaje się oczywiste, wyciąć dziurę w podłodze i kręcić się z całym namiotem! Proste? Proste! Te dziury, przyznaj się, to kominy wentylacyjne, bo przecież powszechnie wiadomo, że używasz dymu tytoniowego zamiast soczewki zmiękczającej i repelentu zarazem! O... jak ja to lubię :) Bo wiesz Wojtusiu, zając był bardzo rozgarnięty, mądry i doświadczony! On mi po prostu UFAAAŁŁŁŁŁ !!!!!!!! ;) I teraz ucz się od Leśnego - uważaj - ŚWIETNE FOTY!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież wiem, że Ci ufał. Tak tylko napisałem :) PS. To niegłupi pomysł z tą dziurą w podłodze. Przetestuję w najbliższy weekend, zwłaszcza że namiocik i tak jest już w połowie trupem :)

      Usuń
  5. Zdjęcia przepiękne Wojciechu, ciepłe kolory. Mam prośbę zrób post z seri od kuchni bo bardzo ciekawi mnie jak to wszystko wygląda tzn. Namiot, zamaskowania, środowisko itp. Jeszcze raz gratuluje pomysłu i zaangażowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Marcin. Już o tym kiedyś myślałem, tyle tylko że to miał być post o biwakowaniu i fotografowaniu nad Biebrzą. Ponieważ jednak nie wybieram się tam w najbliższym czasie, zrobię to samo na Warmii :)

      Usuń
  6. Fantastyczne zdjęcia! Wszystkie udane, ale moim faworytem jest trójka. Mnie też ludziska pytają po jaki dzwonek męczę się przy hafcie, skoro i nieopłacalne i wykańcza oczy, a po co tyle czytam skoro mogę obejrzeć film, ano po to samo, lubię :). Czatuj i pstrykaj dla swojej i naszej radości :).
    Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jak to napisał Paweł, ludzie maniaków nie zrozumieją. I nie muszą. Każdy powinien robić to, co go pasjonuje i tyle :)

      Usuń
  7. Dla takich fot mogłabym przesiedzieć godziny w błotku, rosie i upale, żebym tylko miała czas, i wiem że to nie my zidiocieliśmy tylko z pytającymi "po co?" jest coś nie tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Czasu faktycznie brakuje, choć tak naprawdę jeździmy tam tylko na 2-3 godziny. A z innej beczki. Jeżeli nawet zidiocieliśmy, to przynajmniej w przyjemny sposób :)

      Usuń
  8. Uwielbiam Bagienne biadolenie, szczególnie że nic a nic w nie nie wierzę. Opisywanie nieszczęść namiocikowych powinieneś Bagienny uzupełnić plusami takiego rozwiązania. Jak sam piszesz nie jeździsz sam na te wyprawy i podejrzewam poważnie, że ciasnota tej czatowni przynosi Ci zyski. A poważnie, czaple zdjęcia jak zwykle śliczne i dziś nominuję A8 i A6 choć nie potrafię powiedzieć dlaczego. Umówiliśmy się więc piszę: PS. Jak zwykle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze - Uwierz! Po drugie - w namiociku siedzę zawsze sam, a najchętniej siedziałbym z połową siebie. Po trzecie - jakie nieszczęścia? Czytała Koleżanka ostatnie zdanie?

      Usuń